Ćwiek Jakub - Grzechu warte, 1957 ebooków literatury polskiej

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Carpe Noctem prezentuje: JakubĆwiekStrona 1 z 10Jakub Ćwiek "Grzechu warte"Kolejny siódmy dzień wszystkim wlókł się w nieskończoność. Oczywiście w Raju, gdzie nawet wiatr stosowałsię do poleceń Pana, nie było w tym nic niezwykłego. Fakt ten jednak wart jest odnotowania, gdyŜ to właśnienuda dała początek późniejszym wydarzeniom. Nuda i Małpia spostrzegawczość.Tego dnia, jak w kaŜdy ostatni dzień tygodnia, Adam leŜał w pobliŜu źródła, Ŝując źdźbło trawy i marząc, byPan zesłał na niego głęboki sen. Taki, by mógł obudzić się następnego dnia i normalnie zabrać do pracy. Tylezwierząt wciąŜ jeszcze nie miało swego imienia, tyle drzew było po prostu drzewami, nie wspominając juŜ oowocach, z których nazwy miały tylko jabłka, pomarańcze i banany. Adam wymyślił dwie ostatnie, autorstwopierwszej przypisywano zaś samemu Panu. Słowo to było podobno puentą jakiegoś dowcipu Stwórcy. Takprzynajmniej twierdził anioł pomocnik, który przybywał kaŜdego dnia sześć razy w tygodniu, z wielką księgą,w której zapisywał wymyślone przez Adama nazwy.Pierwszy człowiek nie wiedział, jak odbierać fakt, Ŝe jedynym aniołem, którego przydzielono do niego, jakokorony stworzenia, jest nadęty palant o piskliwym głosie i oczach jak zdechła ryba. Anioł pomocnik był takgłupi, Ŝe Adam nie tęsknił za nim nawet siódmego dnia.Co innego praca. Było coś niezwykłego w chwili, gdy nadawał zwierzęciu imię. Gdy wypowiadał słowo iczekał z niecierpliwością na jego reakcję. Do tej pory pomylił się tylko raz, dla Ŝartu nazywając ptaka Dodo.Tydzień później ostatni osobnik ze wstydu rzucił się ze skały. Adam nie chciał więcej popełniać podobnychbłędów.Zazwyczaj jednak wszystko było w porządku, a niektóre zwierzęta były tak szczęśliwe ze swych imion, Ŝewiernie trwały u boku człowieka słuŜąc mu swą radą i pomocą, a najczęściej towarzystwem.Oczywiście dnia siódmego człowiek zwykle pozostawał sam, zwierzęta bały się bowiem sprzeciwiać woliPana. Wszystkie... za wyjątkiem Małpy.***– Auu – Adam roztarł bolące miejsce z tyłu głowy i obejrzał się. Małpa siedział na drzewie szczerząc zęby.Pomachał mu.Człowiek podniósł się niechętnie i podrapał w pośladek. Trawa odcisnęła się na jego ciele pozostawiając naskórze czerwone linie.– Nie mogłeś po prostu podejść? – zapytał z wyrzutem. – Zobaczysz, pewnego dnia pójdę do skrzydlatych ipowiem im, Ŝe pracujesz w siódemki. W końcu rzucasz kamieniami.Małpa wzruszył ramionami i zgrabnie zeskoczyła z drzewa. Wspierając się na przednich łapach, podbiegł doczłowieka.– To czysta przyjemność, nie praca – powiedział. – Nazywam to aktywnym odpoczynkiem.Człowiek westchnął cięŜko. Były dni, Ŝe Ŝałował iŜ nadał Małpie imię. Dzięki temu, jak wszystkie nazwanezwierzęta, uzyskał on dar mowy, którego z całą pewnością naduŜywał. Do tego radził sobie z nim na tyledobrze, Ŝe Adamowi często brakowało słów, które pozwoliłby odgryźć się i nie wyjść na idiotę. Jak teraz.– Przyszedłeś po coś konkretnie, czy tak, Ŝeby mi podokuczać? – zapytał.– Chcę ci coś pokazać – odparł Małpa. – Chodź za mną. Tylko szybko, Ŝebyśmy zdąŜyli.Człowiek uniósł brwi.– Nie zdąŜyć? W siódemkę? – Nie zrozumiał. – Na co moglibyśmy...Ale Małpa ani myślał odpowiadać. Odwrócił się i pognał przed siebie.Człowiek po chwili wahania ruszył za nim. I tak nie miał nic innego do roboty.***Wokół rajskiego ogrodu rósł Ŝywopłot. Był wyŜszy niŜ najwyŜsze drzewa, a jego gałęzie splatały się takmocno i gęsto, Ŝe nie za nic nie moŜna było dostrzec niczego po drugiej stronie, nie mówiąc juŜ o przedarciusię przezeń. Na jego szczycie stały w równych odstępach anioły strzegąc tajemnic boskiego ogrodu. Nikt, zawyjątkiem samego Stwórcy, nie wiedział przed czym.Małpa wypadł zza linii drzew i zaczął biec wzdłuŜ Ŝywopłotu. Zdyszany Adam przystanął i dysząc cięŜkooparł się o drzewo.– Zaczekaj... chwilę – wysapał. – JuŜ nie mogę...Ale zwierzak ani myślał się zatrzymać. Pędził z głową zwróconą w stronę Ŝywopłotu wyraźnie czegośwypatrując.Gdy w końcu znalazł, zaczął podskakiwać w miejscu tłukąc przednimi łapami o ziemię i skrzecząc jakzawsze, gdy był podekscytowany.Adam odepchnął się od drzewa i powoli podszedł do Małpy.– Powiesz mi wreszcie, o co... – zaczął, ale wtedy właśnie sam zobaczył odpowiedź. Małpa znalazł dziurę wŜywopłocie.Nie była ona szczególnie duŜa i z całą pewnością mogłoby się w niej zmieścić jedynie małe zwierzątko, aleza to przechodziła na wylot.Człowiek wyszczerzył zęby i poklepał Małpę po łbie.– Brawo – powiedział. – Ale nie musieliśmy się tak spieszyć. Dziura nie znika.– Dziura nie, ale on – Małpa wskazał palcem w stronę otworu – Po tamtej stronie, mógł.Adam uniósł brwi. Z tego, co mówił mu anioł pomocnik, po tamtej stronie nie było nikogo. Minął Małpę iprzycisnął twarz do Ŝywopłotu. Zerknął przez otwór. Tajemnicza istota, o której mówił Małpa, wciąŜ tam była.2007-09-29Carpe Noctem prezentuje: JakubĆwiekStrona 2 z 10Gdyby nie parę szczegółów, wyglądałaby zupełnie jak Człowiek. Była węŜsza w paru miejscach, za tozdecydowanie szersza w innych. Miała duŜo włosów na głowie, ale prawie w ogóle na reszcie ciała. Brakowałojej teŜ tego, co Adamowi zwisało między nogami, a na co wciąŜ jeszcze nie wymyślił zadowalającej nazwy. Zato tam, gdzie pierwszy Człowiek był zupełnie płaski, istota miała dwie wypukłości.– I co – zapytał Małpa. –Troszkę podobny do ciebie, nie? Co o nim sądzisz?Adam odsunął się od dziury i westchnął głęboko.– To piękno wcielone – powiedział uśmiechając się błogo. – I myślę, Ŝe to raczej nie jest on.***Kobieta, pomyślał Adam grzebiąc patykiem w piasku, nazwę ją Kobietą. Nie do końca wiedział, czy maprawo nadawać imiona istotom z tamtej strony Ŝywopłotu, ale uznał, Ŝe Pan powierzając mu zadanie nieokreślił, Ŝe dotyczy ono tylko mieszkańców ogrodu, tak więc równie dobrze mógł się właśnie wykazać podziwugodną gorliwością.– Chodź zobacz – zawołał podekscytowany Małpa przyciśnięty do otworu. – Nie ma tam ani jednegodrzewa. Po czym on tam łazi?– Ja teŜ nie chodzę po drzewach, Małpo – przypomniał Adam. – Poza tym mówiłem ci juŜ, Ŝe to nie on.Postanowiłem, Ŝe nazwę tę istotę Kobietą. Małpa machnął łapą.– Ciekawe, co się stało z jego futrem – kontynuował niezraŜony – Gdyby je miał, wyglądałby zupełnie jakja... no prawie. Ale byłby podobny.Adam roześmiał się.– UwaŜasz, Ŝe ja teŜ jestem podobny do ciebie? – Otrzepał ręce i podniósł się ziemi. Poklepał Małpę poramieniu, by zająć miejsce przy dziurze. –Zresztą, jak chcesz zapytam ją o to futro. Jutro zamierzam wyjść zaŜywopłot i porozmawiać z nią. Nadałem jej imię, więc z pewnością potrafi juŜ mówić. Do jutra oswoi się znową umiejętnością.Małpa pokiwał głową i zaraz potem obiema łapami zasłonił pysk.– Adamie – wyszeptał. – Wiesz, Ŝe właśnie pracowałeś w siódmy dzień?Człowiek klepnął się w czoło.– No masz, zupełnie niechcący mi tak wyszło. Nie mów nikomu, dobrze? – Za późno – rozległ się cichy,piskliwy głos spomiędzy drzew. Adam i Małpa równocześnie spojrzeli w tamtą stronę spodziewając się zarazujrzeć tępą twarz anioła pomocnika.Zamiast tego na polankę wbiegło małe zwierzątko o szarej sierści i długim, róŜowym ogonie. Poruszało sięna czterech łapkach i było tak małe, Ŝe gdy się poruszało, jedynie grzbiet wystawał mu ponad trawę.Szczur, przypomniał sobie Adam. Przykucnął i wyciągnął rękę.Zwierzak posłusznie wbiegł na nią i zatrzymał się na dłoni, ogon zawijając wokół palca wskazującegoCzłowieka.– JuŜ wszystko słyszałem – pisnął krzywiąc się w szelmowskim uśmiechu. – I pewnie powiedziałbym komutrzeba, gdyby to kogokolwiek obchodziło. I gdyby ktoś naprawdę liczył się z naszym zdaniem.– Masz na myśli zwierzęta? – zapytał Adam wstając. Liczył, Ŝe szczur odpowie twierdząco. Wtedy będziemógł zaprzeczyć i przypomnieć o swoim zaangaŜowaniu w sprawy zwierząt. O niegasnącym zainteresowaniu iwiecznej przyjaźni z kaŜdym stworzeniem w ogrodzie.Szczur jednak pokręcił łebkiem.– Przykro mi kolego, ale myślałem równieŜ o tobie – stwierdził. – Twoje zdanie równieŜ mają gdzieś. Liczysię tylko, Ŝeby wydawało ci się, Ŝe jesteś szczęśliwy. Naprawdę myślisz, Ŝe pozwolą ci tam jutro wejść?Małpa prychnął. Szczur nie przypadł mu do gustu – strasznie się mądrzył.– Dlaczego mieliby mu nie pozwolić? – warknął drapiąc się po głowie. – Jest w końcu Koroną Stworzenia.Człowiekiem.– Gdyby Pan chciał, Ŝeby Człowiek przechodził poza linię Ŝywopłotu – powiedział Szczur. – dałby mu takiecoś do wycinania w nim dziur. Albo lepiej, w ogóle by go nie tworzył, nie uwaŜasz? Z resztą to nie jedynarzecz. Widzieliście tych aniołów, co stoją na górze? Podobno strzegą ogrodu przed nieprzyjaciółmi, nie? WięcmoŜe ktoś mi wytłumaczy, dlaczego wszyscy stale patrzą wewnątrz ogrodu i Ŝaden nawet nie spojrzy wewłaściwym kierunku.– MoŜe się zagapili – podsunął Małpa. – W końcu ogród jest tak ładny, Ŝe...– śe sprzeciwiają się woli Pana? – zakpił Szczur. – Aniołowie? Adam pokiwał głową. To zdecydowaniebrzmiało głupio. Jak ktoś pozbawiony woli, mógł sprzeciwiać się Stwórcy? Choć z drugiej strony krąŜyła poogrodzie plotka o takim, który wystąpił przeciw Panu. Człowiek jednak nie za bardzo w nią wierzył. A jeślinawet, to sprawa musiała być powaŜniejsza niŜ widoczki.Coś więc było w tym, co mówił Szczur.– CóŜ – postanowił. – Jutro porozmawiam i zapytam. Póki co nie ma powodów, by martwić się na zapas.Postawił szczura na ziemi i ponownie odwrócił się, by spojrzeć przez dziurę. Kobiety juŜ nie było.***Anioł pomocnik zwykle przybywał bardzo wcześnie. Nauczony doświadczeniem Adam spał pod drzewempomarańczowym, tak by zaraz po przebudzeniu móc szybko coś zjeść i być gotowym do pracy w jaknajkrótszym czasie. W przeciwnym wypadku musiał dłuŜej znosić pełne niechęci spojrzenie rybich oczu i cichesapnięcia świadczące o zniecierpliwieniu.I tego dnia nie było wyjątku. Anioł zjawił się zaraz po świcie, taszcząc pod pachą wielką księgę o glinianejokładce. Wyglądał na zmęczonego.Adam podniósł się szybko i zerwał z drzewa dwie pomarańcze.– Jestem gotów – powiedział. – Bierzmy się do roboty. Uznał, Ŝe tego dnia powinien być wyjątkowouprzejmy. Miał w końcu sprawę do załatwienia. Starał się więc wymyślać nazwy brzmiące powaŜnie, ale2007-09-29Carpe Noctem prezentuje: JakubĆwiekStrona 3 z 10nieszczególnie wymyślne, by łatwo je było zapisać. Grzecznie je teŜ powtarzał, gdy anioł, popełniwszypomyłkę, kreślił po księdze i pisał na nowo. Słowem, zachowywał się jak przystało na Koronę Stworzenia.Małpa i Szczur snuli się za nimi, od czasu do czasu komentując nową nazwę czy wymieniając głośnymszeptem złośliwe uwagi na temat skrzydeł pomocnika.Adam posyłał im co chwilę karcące spojrzenia, które jednak nie dawały Ŝadnych rezultatów. W końcu więcodpuścił i podobnie jak pomocnik, udawał, Ŝe ich nie widzi.– A to nazwę... Kretem – powiedział wskazując na stworzonko siedzące na kopcu ziemi i nerwowoporuszające wąsikami. – Tak, z całą pewnością Kret.Anioł zapisał imię w księdze i w jednej chwili na zwierzątko spłynął snop światła. Zwierzak napiął się,napręŜył i uniósł łebek ku górze.– Oooo, pokaŜ mi niebo – zaśpiewał piskliwie. – Proooszę cię.– Ma niezły głos – przyznał Małpa.Szczur tylko parsknął.– Za to ze wzrokiem gorzej – skomentował. – PrzecieŜ właśnie na niebo patrzy. Co on, ślepy?Tymczasem Adam pochylił się juŜ, by nadać nazwę maleńkim czarnym kulkom wiszącym na krzaczku uswoich stóp. Gdy przykucnął dostrzegł teŜ inne owoce – maleńkie, czerwone, zwęŜające się ku dołowi i pełnechropowatych wypustek.Zamyślił się.– No i? – zapytał w końcu zniecierpliwiony anioł.– No właśnie sam nie wiem – przyznał Adam. – Jedne to Poziomki, a drugie Jagody, ale nie mam pojęcia,które są które.Było mu głupio. Zwłaszcza dziś chciał wypaść dobrze, a tu taka wpadka. Pierwszy raz zdarzyło mu się cośtakiego.Z opresji uratował go Szczur. Zagwizdał na człowieka i ruchem głowy polecił mu, by podszedł.– Widzisz tamten kamień? – wskazał nosem leŜący na ziemi płaski otoczak. – Weź go i podrzuć. Jeśliupadnie gładkim do góry, te czarne to będą Jagody. Jeśli chropowatym odwrotnie.Adam poskubał się po nosie i ukradkiem zerknął na anioła. Ten stał przy krzaczkach, ze wzrokiemwlepionym w księgę. Nic innego go nie interesowało.– Nie wiem, czy tak moŜna – stwierdził w końcu Człowiek.Szczur zmarszczył pyszczek.– Gdyby Pan nie chciał, byśmy tak robili, nie dałby nam takich otoczaków, nie?Kolejny raz pierwszy Adam zmuszony był przyznać rację gryzoniowi. Pochylił się więc, podniósł kamień ipodrzucił. Otoczak poszybował w powietrze i wylądował gładkim do góry.***– Aniele, chciałbym cię o coś zapytać – zagadnął w końcu Adam, gdy pomocnik szykował się juŜ do odlotu.Nie była to właściwa chwila, ale zdecydowanie najwłaściwsza z całego dnia. Jedyna, kiedy skrzydlaty patrzyłgdzie indziej niŜ w swoją księgę i był nawet skłonny wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Tego, Ŝe zwykle byłyto pełne pogardy złośliwostki, Człowiek nie chciał teraz pamiętać. Obejrzał się na przyjaciół, którzy zniecierpliwością czekali nieopodal. Małpa z całej siły zaciskał masywne pięści, a Szczur, stał na tylnych łapkachna jego ramieniu, nastawiając uszy.Anioł westchnął cięŜko i spojrzał na Adama.– Słucham – powiedział.– Zastanawiałem się wraz z kolegami, czy nie byłoby opcji, Ŝeby wyskoczyć jutro za Ŝywopłot, bo jest tamtaka istota, z którą chciałbym porozma...– Wykluczone – Pomocnik wszedł mu w zdanie. Mówił spokojnie, ale stanowczo. – Świat poza rajskimogrodem to nie miejsce dla Korony Stworzenia, ani Ŝadnego z tworów Pana. Tam trafia się za karę.Adam podrapał się po piersi. Z tonu głosu rozmówcy wyczuwał, Ŝe raczej nic nie wskóra. Z drugiej jednakstrony nie chciał potem tkwić w przeświadczeniu, Ŝe poddał się zbyt szybko. Postanowił spróbować inaczej.– Ta istota, co o niej mówiłem, była całkiem podobna do mnie. MoŜe jakoś przeszła przez Ŝywopłot i teraz...Anioł spojrzał na niego, lekko przechylając głowę. I kto wie, być moŜe, gdyby nie to, wszystko potoczyłobysię inaczej. We wzroku pomocnika kryła się tak wielka pogarda i politowanie, Ŝe Adam nie wytrzymał. Był wkońcu Koroną Stworzenia i naleŜał mu się szacunek.– Powiedz mi w takim razie, co to jest ta kara i jak na nią zapracować. Tylko bez wykrętów, wiesz, Ŝe z woliPana masz mi słuŜyć odpowiedziami.Ostry ton na krótką chwilę zbił pomocnika z pantałyku. Zaraz jednak skrzydlaty uśmiechnął się złośliwie.– Kara to coś, co zsyła Pan, gdy popełnisz grzech. – Mówił powoli, jak do dziecka. – Zazwyczaj nie jest onaprzyjemna dla karanego.Adam machnął ręką. Wiedział, Ŝe Stwórca go kocha i nie da mu zrobić krzywdy.– A grzech to... – zapytał.– To świadome i dobrowolne sprzeciwianie się Panu i jego przykazaniom.– On wczoraj pracował – usłuŜnie podpowiedział Szczur. – Nadał imię tej zza...Małpa nie odwracając głowy, pacnął gryzonia w łeb strącając go na ziemię. Potem wzruszył ramionami iwyszczerzył się, zawijając wargi.– To nie złamanie przykazania – stwierdził Anioł z przekąsem, sposobiąc się do lotu. Rozprostowałsrebrzystobiałe skrzydła i uniósł ręce. – Kwestia dnia siódmego to tak naprawdę tylko wskazówka. Propozycja,której uznanie jest w dobrym tonie.Zatrzepotał skrzydłami i wzleciał tak, Ŝe jego stopy znajdowały się na wysokości głowy Adama.– I nie wiem, co chodzi ci po tej twojej głowie, ale póki co Pan nie ustanowił jeszcze Ŝadnego przykazania.Nie da się więc ich złamać. Twoje miejsce jest w Raju, Adamie, Korono Stworzenia... i tylko tutaj.2007-09-29Carpe Noctem prezentuje: JakubĆwiekStrona 4 z 10***– Najchętniej ugryzłbym go w dupę – stwierdził Szczur wgryzając się w łodygę rabarbaru. – Tak znienacka,kiedy bazgroli w tej swojej księdze. Adam siedział przy dziurze i wyrywał płatki z czerwonej róŜy. JuŜ nawetpatrzenie przez otwór nie sprawiało mu przyjemności. Mimo iŜ na zewnątrz nie było nic prócz piasku, a iKobieta nie pojawiła się więcej, Człowieka wciąŜ ciągnęło na drugą stronę Ŝywopłotu. Czuł, Ŝe dopiero tammógłby być naprawdę szczęśliwy.– Albo lepiej – Szczur nie milkł ani na chwilę. W miarę jak w jego pyszczku znikały kolejne kawałkirabarbaru, jego pomysły zdawały się być coraz bardziej krwioŜercze. – Pogadałbym z Pająkiem, on wisi miprzysługę z czasów, kiedy jeszcze nie nadałeś mu imienia. Jakbym go poprosił, owinąłby drania pajęczyną posam czubek skrzydeł, a potem...Adam uniósł głowę.– Gdzie właściwie poszedł Małpa? – zapytał.–... potem władował mu swoje jadowite zębiska i ... co? Nie mam pojęcia. Mówił, Ŝe musi coś sprawdzić iŜe jak trzeba będzie, to nas znajdzie.I jak na zawołanie, rozległ się świst i maleńki kamień trafił Człowieka w ramię. Następny trafił w udo, ajeszcze kolejny w pierś.Adam osłonił się rękami.– Małpo! – wrzasnął. – To naprawdę nikogo nie bawi.– Mów za siebie – rzucił Szczur, leŜący teraz na brzuchu. Z róŜowych ślepek ciekły mu łzy rozbawienia. –Gdybyś mógł widzieć swoją minę...Małpa wyszedł zza drzew.– Przepraszam, ale taka juŜ jest moja natura – powiedział wcale nie skruszony. – Odkryłem za to coś, comoŜe cię ucieszyć.– Co to takiego – zapytał Adam.– Grzech – Małpa stanął na tylnych kończynach i kilka razy uderzył się w piersi. – Jednak istnieje i moŜnago popełnić, jeśli tylko chcesz. Człowiek zerwał się na równe nogi.– Jesteś pewien?Małpa pokiwał głową.– Chodź, przedstawię ci kogoś.I dokładnie jak dzień wcześniej, pognał nie czekając na nikogo. Tym razem jednak Adam biegł tak szybko,Ŝe niemal dotrzymywał mu kroku.***Jaskinia znajdowała się nieopodal trzęsawisk. Adam rzadko zapuszczał się w te okolice. Nie bał się, Ŝadna zistot mieszkających w ogrodzie nie odwaŜyłaby się go skrzywdzić, ale czuł się tu wyjątkowo nieswojo.MoŜe dlatego, Ŝe mieszkających tu zwierząt nigdy nie widział w całości. Czasem tylko jakieś Ŝółte ślepiełypnęło spod wody, albo bliŜej nieokreślony kształt wspiął się na rozłoŜyste drzewo.Większość stworzeń objawiała się jednak jedynie dźwiękami, od którego wywracały się wnętrzności.Bulgoty, mlaśnięcia i pluski, chrobotanie i skrzypienie – od tego skóra Adama cierpła, a włosy na karkustawały dęba.Do tego dochodziło jeszcze, Ŝe musiał stąpać po grząskim i zimnym gruncie, który więził mu stopy iutrudniał chód.Gdy więc Małpa zatrzymał się w końcu przy jednej z jaskiń, Człowiek wyraźnie odetchnął z ulgą.– To juŜ? – zapytał.Małpa skinął głową.– Tak – odparł. – I z całą pewnością juŜ na ciebie czeka. Był pewien, Ŝe się zgodzisz.– W takim razie nie przedłuŜajmy tego – powiedział i powoli wkroczył w ciemność.Przeszedł kilka kroków wąskim korytarzem i po chwili znalazł się w przestronnej grocie. Z przeciwległejściany po ogromnym stalaktycie spływały olbrzymie lśniące srebrzystym blaskiem krople. Zawisały na chwilę,jakby niezdecydowane, na jego wąskim końcu, po czym spadały, by rozbić się z głośnym chlupotem w kałuŜyna dole. Upadały z podziwu godną regularnością i Adam musiał skupić się z całej siły, by nie dać się imzahipnotyzować. Nie po to przecieŜ przyszedł, by gapić się na wodę kapiącą z kawałka skały. Choćby inajbardziej była ona niezwykła.Bijąca od kropel i kałuŜy jasność była jedynym światłem w jaskini, nic więc dziwnego, Ŝe Człowiek wpierwszej chwili nie zobaczył gospodarza. śe nie jest w jaskini sam, zorientował się dopiero, gdy usłyszał syk.Podskoczył nerwowo.– Kim jesteś? – zapytał Adam, po raz pierwszy w Ŝyciu czując w sercu prawdziwy strach. Pamiętałwszystkie zwierzęta, którym nadał imię, ale Ŝadne z nich nie wydawało takiego dźwięku. – Jeśli chcesz ze mnąrozmawiać, pokaŜ się i przedstaw.Syk rozległ się ponownie, a potem słychać było dźwięk czegoś przesuwanego po ziemi.– Mów mi WąŜ – rozległo się tuŜ nad uchem Adama.Człowiek odwrócił się gwałtownie i spojrzał prosto w Ŝółte ślepia o wąskich, poprzecznych źrenicach. Było wnich coś takiego, Ŝe człowiek mimowolnie zadrŜał.śyjesz, bo jesteś mi potrzebny, mówiły, i lepiej dla ciebie, jeśli nie przestaniesz być.– Nie... nie przypominam sobie, Ŝebym nadał komuś takie imię – Adam zebrał się na odwagę, choć wciąŜstał lekko wygięty do tyłu, mimowolnie zwiększając dystans między sobą, a łbem gospodarza.– Bo nie nadałeś – odparł WąŜ. – Moje imię od zawsze naleŜy do mnie.– Ale... – zaczął Adam, ale zamilkł uciszony kolejnym sykiem.– Słyszałem, Ŝe chcesz opuścić ogród – WąŜ poruszył się, znowu rozległ się odgłos szurania po piasku i pochwili coś nieprzyjemnie ciepłego i pulsującego owinęło się wokół ud Człowieka. – Czy wiesz, Ŝe nie będziesz2007-09-29Carpe Noctem prezentuje: JakubĆwiekStrona 5 z 10mógł potem wrócić? Zasady są dość jasne w tej kwestii.– Tak, wiem...Mieszkaniec jaskini wspinał się coraz wyŜej wokół ciała Adama, a ten z całej siły starał się opanowaćdrgawki obrzydzenia. Gdy WąŜ owinął się wokół jego piersi i szyi, odchylił tylko głowę, licząc, Ŝe gospodarz nieściśnie mu zbyt mocno gardła. Poczuł na policzku rozdwojony język i stłumił budzący się w gardle krzyk.Zamiast tego zapytał.– Co wiesz na temat grzechu?– Całkiem sporo, przyjacielu – wyszeptał WąŜ wprost do jego ucha. – Więcej niŜ ktokolwiek inny.– Więc moŜna go popełnić? – W sercu Adama obudziła się nadzieja. Wyglądało na to, Ŝe Małpa mówiłprawdę. – Da się, mimo iŜ Pan nie dał Ŝadnych prawdziwych nakazów i zakazów?– Gdyby nie dał, nie byłoby to moŜliwe – odparł WąŜ. – Ale tak się składa, Ŝe gdy Pan stworzył ogródwskazał ci jedno drzewo, z którego nie wolno ci jeść owoców, pamiętasz?Adam musiał się zastanowić. Rzeczywiście było coś takiego, ale wtedy zakaz wydał mu się z jakiegośpowodu niedorzeczny. Było w nim coś... Nagle przypomniał sobie.– Jabłoń na szczycie wielkiej góry w samym środku ogrodu – powiedział. – Maleńkie drzewko na czubkuotoczonej przepaścią skalnej iglicy. Całkowicie niedostępne.– Brawo – pogratulował mu WąŜ – Właśnie o nie nam chodzi. Jedyny prawdziwy zakaz dotyczy tego właśniedrzewa. Jeśli zjesz owoc z niego, popełnisz grzech, Adamie. Pierwszy grzech w historii Raju.WąŜ skręcił się mocniej, na moment pozbawiając Człowieka oddechu, po czym zsunął się z niego iodpełznął kawałek.– Wszystko pięknie – przyznał Adam rozcierając obolałe Ŝebra i szyję. – Tyle, ale ja widziałem tę skałę. Zanic tam nie wejdę.– Wejdziesz, przyjacielu. – Odrzekł z rozbawieniem gospodarz. – Będziesz jednak potrzebował pomocy iczegoś, co pozwoliłem sobie nazwać Rytuałem.***Szczur zeskoczył z gałęzi i popatrzył z wyrzutem na Małpę.– PokaŜę ci coś, dobra? – powiedział.Małpa wzruszył ramionami.– Jak chcesz.Szczur obrócił się na grzbiet i uniósł do góry łapki.– Widzisz? – zapytał.– Masz brudny brzuch i co z tego?– Mam krótkie, małe łapki, głupi kudłaczu! – Szczur przeturlał się i znowu stanął na łapkach. Dyszał zwściekłości. – Krótkie, rozumiesz?! I nie poruszam się tak szybko jak wy. Nie mogliście chwilę zaczekać?!Maleńką chwilę, Ŝebym wdrapał się na któregoś z was?!– Co się wściekasz ? – Małpa machnął łapą i ponownie przeniósł wzrok na wejście do jaskini. – Jakośdotarłeś.Szczur widząc, Ŝe jego wybuch nie przynosi poŜądanego rezultatu, sapnął głośno i wspiął się na ramiętowarzysza.– Adam jest w środku? – zapytał.Małpa skinął łbem.– Wszedł juŜ ładną chwilę temu i trochę się o niego martwię.– MoŜe się zgubił – Szczur z dezaprobatą przyjrzał się swoim brudnym łapom i zaczął zlizywać błoto. PokaŜdym liźnięciu spluwał z obrzydzeniem. – Wiesz, co myślę, tfu, o czymś takim. Gdyby Pan chciał, tfu, byśmychodzili w ciemnościach, stworzyłby nam na głowach światełka, tfu... Małpa podniósł się i wsparł na przednichłapach.– Myślę, Ŝe powinniśmy pójść tam po niego. MoŜe coś mu się...Z jaskini wyłonił się Adam. Był całkiem zziębnięty, a na piersi i wokół szyi widniały odciśnięte ślady, alepoza tym był zdrów i cały. Uśmiechnął się.– Miło, Ŝe czekaliście zamiast spać – powiedział. – Zwłaszcza, Ŝe mam do was sprawę.W kilku słowach streścił im swoją rozmowę z WęŜem, umyślnie opuszczając te fragmenty, kiedymieszkaniec jaskini owijał się wokół niego, czy teŜ straszył uduszeniem. W najdokładniejszych szczegółachopisał im za to rytuał.Zwierzęta słuchały uwaŜnie, próbując jak najwięcej zrozumieć z fali nowych słów i opisu dziwnychdoświadczeń.– Więc mówisz, Ŝe po tym, jak WąŜ wyśpiewa, co tam ma wyśpiewać, połączymy się umysłami i stanieszsię mądrzejszy? – Szczur spróbował dokonać podsumowania. – A co z nami? Zgłupiejemy?– Tobie i tak nie grozi – stwierdził Małpa. Przeniósł wzrok na Adama. – Jak długo to potrwa?– WąŜ twierdzi, Ŝe jeden dzień od świtu do zmierzchu. Tyle, Ŝe... – Człowiek zawahał się. – Powiedział teŜ,Ŝe musi być nas piątka, bo inaczej nie będzie mógł wykreślić znaku. Zna tylko taki pięcioramienny. – Jak juŜwcześniej powiedziałem, Pająk wisi mi przysługę – zaproponował Szczur. – Po tym, jak...– Świetny pomysł – pochwalił Adam. Ziewnął i przeciągnął się. – W takim razie idź i sprowadź go, a jatroszkę się prześpię. WąŜ powiedział, Ŝe Rytuał rozpocznie się tuŜ przed świtem. Śpij dobrze Małpo, a tySzczurze... lepiej się pospiesz, jeśli masz zdąŜyć.LekcewaŜąc parsknięcie gryzonia, podszedł do pobliskiego drzewa i, złoŜywszy głowę na wystającymkorzeniu, w jednej chwili zasnął.***– JuŜ czasss – Szept WęŜa przeszedł w przeciągłe syknięcie. Adam usiadł i przetarł oczy. WciąŜ jeszcze było2007-09-29 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • filmowka.pev.pl
  •