Ślub Księżniczki Leii - Wolverton Dave, Star Wars Nowa Republika

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Dave Wolverton
Ś
lub Ksi
ęŜ
niczki Leii
2
Ś
LUB KSI
Ęś
NICZKI LEII
DAVE WOLVERTON
PrzekĀad
ANDRZEJ SYRZYCKI
3
Dave Wolverton
Ś
lub Ksi
ęŜ
niczki Leii
4
Tytuł oryginału
THE COURTSHIP OF PRINCESS LEIA
Ilustracja na okładce
DREW STRUZAN
Redakcja merytoryczna
DOROTA LESZCZYŃSKA
Redakcja techniczna
WIESŁAWA ZIELIŃSKA
Korekta
ELśBIETA GEPNER
Copyright © 1994 by Lucasfilm Ltd
Published originally under the title
The Courtship of Princess Leia by Bantam Books
For the Polish edition Copyright © 1995 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-7082-956-2
5
Dave Wolverton
Ś
lub Ksi
ęŜ
niczki Leii
6
gąszcz statków wojennych Hapan tak, aby Bitewne Smoki nie mogły otworzyć ognia,
nie ryzykując, iŜ się nawzajem ostrzelają.
Iluminator, przy którym stał Han, wykonany był prawdziwie po mistrzowsku, po-
dobnie jak wszystkie urządzenia na pokładzie kalamariańskiego statku. Kiedy przela-
tywali koło mostka najbliŜszego Bitewnego Smoka, Han dojrzał nie tylko zdziwione
twarze hapańskich oficerów, ale nawet srebrne naszywki na kołnierzach ich mundurów
z wyhaftowanymi nazwiskami. Solo nigdy przedtem nie widział Ŝadnego obywatela
Hapes. NaleŜący do nich sektor galaktyki zaliczał się do najbogatszych, a Hapanie zaw-
sze strzegli troskliwie swoich granic. Han wiedział tylko tyle, Ŝe podobnie jak on byli
ludźmi - ludzie przecieŜ rozplenili się po całej galaktyce jak chwasty - ale zdumiał się,
kiedy stwierdził, Ŝe wszyscy trzej oficerowie na mostku to wyjątkowo urodziwe kobie-
ty, przypominające kruche figurki z porcelany.
- Przerwać manewr wymijający! - zawołał kapitan Ono-ma, kalamariański oficer o
łososiowej skórze, siedzący przy konsolecie sterowniczej i obserwujący wskazania
czujników statku.
- Co takiego? - krzyknął Han, zdumiony, Ŝe niŜszy od niego stopniem Kalamaria-
nin odwaŜył się odwołać jego rozkaz.
- Hapanie nie otworzyli ognia, a wręcz przeciwnie, nadali komunikat, Ŝe przybyli
tu jako przyjaciele - odparł Onoma, obracając na Hana swoje wielkie złote oko.
Kalamariański krąŜownik wyrównał lot, wychodząc z szaleńczego nurkowania ku
planecie.
- Przyjaciele? - zapytał Han. - To Hapanie! Hapanie nigdy nie byli naszymi przy-
jaciółmi!
- Niemniej wygląda na to, Ŝe przybyli w pokojowej misji; moŜe chcą zawrzeć z
władzami Nowej Republiki jakiś układ. Towarzyszące im niszczyciele gwiezdne naleŜą
teŜ do nich i zostały odebrane siłom gwiezdnym Imperatora. Jak pan widzi, statkom
ochrony planety takŜe nic się nie stało.
Kapitan Onoma wskazał na jeden z niszczycieli zawieszony w innym kwadrancie
przestrzeni, a Han natychmiast rozpoznał widoczne na jego burdę znaki. Był to „Sen
Rebeliantów", flagowy statek Leii. Kiedy odebrali go Imperatorowi, wydawał się taki
potęŜny, taki wielki, a teraz, w porównaniu ze statkami floty Hapan, sprawiał wraŜenie
mało znaczącego patrolowca. Obok „Snu Rebeliantów" Solo dostrzegł kilkanaście
mniejszych republikańskich pancerników. Na ich kadłubach wciąŜ widniały nie zama-
lowane barwy Sojuszu Rebeliantów.
Han ujrzał po raz pierwszy hapańskiego Bitewnego Smoka, kiedy przemycał dzia-
ła na statku wchodzącym w skład niewielkiego konwoju pod dowództwem kapitana
Ruli. Hapanie nie ulegli jeszcze wówczas siłom Imperium. Przemytnicy, wiedząc o
tym, korzystali z usług jednego z wysuniętych portów znajdujących się w neutralnej
przestrzeni w pobliŜu granicy naleŜącej do Hapan gromady gwiazd. Liczyli na to, Ŝe w
tym miejscu mogą nie obawiać się floty Imperatora. Pewnego dnia jednak, kiedy kon-
wój wyłonił się z nadprzestrzeni, ujrzeli tuŜ przed sobą jeden z hapańskich Bitewnych
Smoków. Mimo iŜ znajdowali się na terytorium neutralnym i nie uczynili Ŝadnego
R O Z D Z I A Ł
1
Generał Han Solo stał przy iluminatorze obok konsolety dowodzenia na mostku
kalamariańskiego krąŜownika gwiezdnego „Mon Remonda". Statek krąŜący w pobliŜu
stolicy Nowej Republiki na Coruscant przygotowywał się właśnie do wyjścia z nad-
przestrzeni; sygnały ostrzegawcze rozbrzmiały w uszach generała niczym kuranty. Od
chwili, kiedy po raz ostatni się widział z Leią, upłynęło pięć miesięcy. Pięć długich
miesięcy, w trakcie których polował na „śelazną Pięść", gwiezdny superniszczyciel
lorda Zsinja. A przecieŜ Nowa Republika wydawała się taka bezpieczna. MoŜe teraz,
kiedy udało mu się zniszczyć „śelazną Pięść", lord Zsinj przestanie ich nękać i Ŝycie
stanie się prostsze. Han juŜ od dawna marzył o tym, by opuścić zatęchłe i wilgotne
wnętrze kalamariańskiego statku. Brakowało -mu pocałunków Leii, pieszczoty delikat-
nych dłoni na czole. Ostatnio widywał zbyt wiele ciemności i mroku.
Napęd nadprzestrzenny statku przestał działać, a widoczne na ekranie świetlne
smugi zamieniły się znów w pojedyncze gwiazdy. Stojący obok generała Chewbacca
ryknął ostrzegawczo. Na tle ciemnego błękitu przestworzy, gdzie błyskały pojedyncze
światła pogrąŜonej w mroku Coruscant, pojawiły się dziesiątki ogromnych, podobnych
do spodków statków gwiezdnych. Han natychmiast rozpoznał w nich hapańskie Bitew-
ne Smoki. Pomiędzy nimi krąŜyło kilkadziesiąt stalowo-szarych imperialnych gwiezd-
nych niszczycieli.
- Wynosimy się stąd! - zawołał Han. Tylko raz miał okazję spotkać się z hapań-
skim Bitewnym Smokiem, ale to mu aŜ nadto wystarczyło. - Pełne osłony! Manewr
wymijający!
Generał obserwował trzy najwyŜej umieszczone działa jonowe na pokładzie naj-
bliŜszego Smoka, oczekując, Ŝe za chwilę zamienią jego statek w ognistą kulę. Po
chwili zauwaŜył, jak wszystkie wieŜyczki blasterów na krawędzi spodka kierują się w
jego stronę.
Nagle „Mon Remonda" gwałtownie skręcił i zanurkował ku powierzchni planety,
w stronę widocznych świateł Coruscant. Han poczuł, jak Ŝołądek podchodzi mu do gar-
dła, jego kalamariański pilot miał jednak duŜe doświadczenie. Wiedział, Ŝe nie mogą
uciec, nie wytyczywszy następnego kursu, skierował więc swoją jednostkę prosto w
7
wrogiego ruchu, tylko trzem spośród dwudziestu statków udało się uniknąć zagłady po
ataku Hapan.
- Generale Solo, właśnie odbieramy wiadomość od Jej Wysokości ambasador Al-
deraanu Leii Organy - powiedział nagle oficer łącznościowiec.
- Odbiorę u siebie - oświadczył Han i pospieszył na górę, by włączyć komunikator.
Na niewielkim ekranie pojawiła się twarz Leii. KsięŜniczka uśmiechała się, pełna
euforii patrzyła na Hana ciemnymi rozmarzonymi oczyma.
- Och, Han - odezwała się słodko. - Tak się desze, Ŝe wróciłeś.
Ubrana była w śnieŜnobiałą szatę alderaańskiego ambasadora, a jej piękne, opada-
jące na plecy włosy wydawały się Hanowi dłuŜsze, niŜ kiedykolwiek przedtem. Wpięła
w nie kilka małych grzebyków, które jej kiedyś podarował. Wykonano je z opali i sre-
bra wydobytego na Alderaanie, jeszcze zanim Wielki Moff Tarkin zamienił tę planetę
w ŜuŜel za pomocą pierwszej Gwiazdy Śmierci.
- Ja takŜe tęskniłem za tobą - odparł Han nieco ochrypłym ze wzruszenia głosem.
- Czekam na ciebie w Coruscant, w Wielkiej Sali Przyjęć - rzekła Leia. - Ambasa-
dorzy z Hapes za chwilę tu będą.
- Czego chcą?
- Nie chodzi o to, czego chcą, ale co nam ofiarują - oznajmiła Leia. - Przed trzema
miesiącami poleciałam na Hapes i rozmawiałam z królową-matką. Prosiłam ją o pomoc
w walce z siłami lorda Zsinja. Wyglądała wówczas na nieobecną duchem, chyba nie
bardzo wiedziała, czy powinna finansować naszą walkę, ale przynajmniej obiecała, Ŝe
się zastanowi. Mogę się domyślać, Ŝe jej wysłannicy przybywają tu z oświadczeniem,
iŜ pragnie nam pomóc.
Ostatnio Han coraz częściej myślał o tym, Ŝe wygranie wojny przeciwko resztkom
Imperium moŜe zająć im lata, o ile nie dziesięciolecia. Zsinj z pomocą kilku pomniej-
szych lordów umocnił swoją władzę w ponad jednej trzeciej części galaktyki, a od kilku
miesięcy czynił starania, aby zasięg tej władzy rozciągnąć na inne planety. Plądrował w
tym celu całe systemy gwiezdne, coraz bardziej zbliŜając się do wolnych światów. No-
wa Republika nie była w stanie patrolować tak ogromnego obszaru i podobnie jak kie-
dyś stare Imperium starało się odeprzeć siły Sojuszu Rebeliantów, tak teraz Nowa Re-
publika walczyła z siłami lordów i ich niezliczonymi flotami. Mimo wszystko Han wo-
lałby, Ŝeby Leia nie przywiązywała zbyt duŜej wagi do sojuszu z Hapanami.
- Nie spodziewaj się zbyt wiele po Hapanach - powiedział. - Nie słyszałem, Ŝeby
ofiarowali komuś cokolwiek poza zmartwieniami.
- Nawet ich nie znasz. Chcę tylko, byś przybył do Wielkiej Sali Przyjęć - odparła
Leia, zwracając się do niego nagle w sposób bardzo oficjalny. - Aha, i witaj w domu.
Odwróciła się. Transmisja dobiegła końca.
- Ta-a - szepnął Han. - Ja takŜe tęskniłem za tobą.
Han i Chewbacca spieszyli ulicami Coruscant w stronę Wielkiej Sali Przyjęć.
Znajdowali się w pradawnej części stolicy, gdzie miasto nie wyrastało ponad ruinami,
toteŜ otaczające ich plastalowe gmachy piętrzyły się po obu stronach niczym zbocza
głębokiego jaru. Cienie rzucane przez te domostwa były tak mroczne, Ŝe przelatujące
nad głowami przechodniów promy miały nawet w ciągu dnia zapalone światła, roz-
Ś
lub Ksi
ęŜ
niczki Leii
8
świetlające okolicę migoczącym blaskiem. Kiedy Han i Chewie dotarli do Wielkiej Sa-
li, orkiestra powitalna grała dziwny, patetyczny marsz, uŜywając zestawu dzwonków i
basowo pomrukujących rogów.
Sala Przyjęć była ogromnym gmachem, mającym ponad tysiąc metrów długości i
wysokim na czternaście pięter, z których moŜna było obserwować, co się dzieje na par-
terze. Han znalazłszy się w środku stwierdził, Ŝe miejsca na wszystkich balkonach są
zajęte przez tłoczących się gapiów, którzy pragną za wszelką cenę zobaczyć delegację
Hapan. Han przeszedł przez pierwszych pięcioro drzwi i wówczas niespodziewanie uj-
rzał złocistego androida, nerwowo przestępującego z nogi na nogę i co chwila wspina-
jącego się na palce, Ŝeby spojrzeć ponad zgromadzonym tłumem. Wielu ludzi uwaŜało,
Ŝe wszystkie androidy tego samego typu są podobne do siebie jak krople wody, ale Han
natychmiast rozpoznał See-Threepia. śaden inny, specjalizujący się w zawiłościach dy-
plomatycznego protokołu android, nie mógł być tak bardzo zdenerwowany i podnieco-
ny.
- Threepio, ty stara blaszana puszko! - krzyknął Han, starając się przekrzyczeć pa-
nujący hałas. Chewbacca takŜe ryknął na widok androida.
- Generale Solo! - odezwał się Threepio z wyraźną ulgą. - KsięŜniczka Leia popro-
siła mnie, bym pana odszukał i zaprowadził na balkon ambasadora Alderaanu. Obawia-
łem się, Ŝe nie znajdę pana w takim tłumie. Ma pan szczęście, Ŝe okazałem się na tyle
przezorny, Ŝeby czekać właśnie w tym miejscu. Proszę za mną, tędy.
Threepio wyprowadził ich z budynku, przeszedł przez szeroką ulicę i wskazał dro-
gę w górę rampy obok kilku stojących tam straŜników. Kiedy wspinali się długim i krę-
tym korytarzem, mijając po drodze jedne drzwi po drugich, Chewbacca pociągnął no-
sem i coś warknął. Po chwili skręcili za kolejny róg, wówczas Threepio zatrzymał się i
otworzył drzwi prowadzące na balkon. W środku znajdowało się tylko kilkoro ludzi.
Wszyscy obserwowali przez szybę to, co się działo w dole. Han stwierdził, Ŝe niektó-
rych juŜ zna. Był wśród nich Carlist Rieekan, alderaański generał - dowódca bazy Hoth,
i Threkin Horm, przewodniczący potęŜnej Rady Alderaanu, męŜczyzna o niebywałej
tuszy, który wolał spoczywać na unoszącym się na repulsorach krześle, niŜ powierzać
cały cięŜar ciała własnym nogom. Rozpoznał takŜe Mon Mothmę, przywódczynię No-
wej Republiki, która stała obok brodatego Gotala o szarej skórze. Ten patrzył obojętnie
na dół z pochyloną głową i spoglądał rogatymi czułkami w stronę Leii.
Dyplomaci rozmawiali przyciszonymi głosami, wsłuchani w komunikatory i wpa-
trzeni w Leię. KsięŜniczka siedziała na ustawionym na podium tronie i spoglądała z
królewską godnością na prom z hapańskimi dyplomatami, który właśnie osiadał na lą-
dowisku, znajdującym się pośrodku wielkiej, pozbawionej dachu przestrzeni. Na parte-
rze zgromadziło się chyba z pięćset tysięcy istot, pragnących chociaŜ rzucić okiem na
delegację Hapan. Złotego dywanu wiodącego od lądowiska do podium, na którym
umieszczono tron Leii, pilnowały dziesiątki tysięcy straŜników. Han podniósł głowę i
spojrzał na piętra. Niemal kaŜdy system gwiezdny starego Imperium miał tutaj własny
balkon, oznaczony właściwą flagą. Ponad sześćset tysięcy takich flag zwisało z wieko-
wych marmurowych ścian, świadcząc niezbicie o przynaleŜności reprezentowanych
Dave Wolverton
9
przez nie planet do Nowej Republiki. Kiedy hapański prom wylądował, na parterze za-
legła cisza.
Han podszedł do Mon Mothmy.
- Co się stało? - zapytał. - Dlaczego nie jest pani na parterze, na podium obok Le-
Dave Wolverton
Ś
lub Ksi
ęŜ
niczki Leii
10
- Opanowałem ponad sześć milionów języków, generale - odezwał się z ubolewa-
niem android - ale myślę, Ŝe musiało mi się coś zepsuć. Hapańska pani ambasador nie
mogła powiedzieć tego, co usłyszałem. - Odwrócił się i ruszył w kierunku wyjścia. -
Niech licho porwie te moje zardzewiałe obwody logiczne! Proszę mi wybaczyć, ale
muszę się teraz oddalić w celu dokonania naprawy.
- Zaczekaj! - zawołał za nim Han. - Daj spokój z naprawami. Chcę wiedzieć, co
powiedziała.
- Proszę pana, nadal sądzę, Ŝe musiałem ją źle zrozumieć - upierał się Threepio.
- Powiedz mi! - powtórzył bardziej stanowczo Han, a Chewbacca poparł go
ostrzegawczym warknięciem.
- No, jeŜeli pan aŜ tak nalega... - odezwał się Threepio tonem, w którym nawet nie
starał się ukryć urazy. - O ile moje czujniki działają poprawnie, przedstawicielka Hapan
przytoczyła księŜniczce Leii słowa swojej wielkiej królowej--matki: „Godna szacunku
Leio, ofiarowuję ci podarunki ze wszystkich sześćdziesięciu trzech światów Hapan. Ze-
chciej przyjąć je i nacieszyć nimi swoje oczy".
- Podarunki? - odezwał się Han. - To stwierdzenie wydaje mi się dosyć jedno-
znaczne.
- I takie w istocie rzeczy jest, proszę pana. Hapanie nigdy nie proszą o przysługę,
zanim nie ofiarują komuś daru o takiej samej wartości - odrzekł nieco protekcjonalnie
Threepio. - Nie, martwi mnie tylko uŜycie słowa
shakal,
co oznacza „godna szacunku".
Królowa-matka nigdy nie uŜyłaby tego słowa wobec Leii, jako Ŝe Hapanie posługują
się nim tylko wówczas, kiedy zwracają się do równych sobie.
- No cóŜ - zaryzykował Han. - Obydwie pochodzą przecieŜ z królewskiego rodu.
- To prawda - przyznał android - ale musi pan wiedzieć, Ŝe Hapanie ubóstwiają
swoją królową-matkę. Prawdę mówiąc, jeden z jej tytułów brzmi
Ereneda,
co znaczy:
„Ta, która nie ma równej sobie". Widzi więc pan, Ŝe to nie byłoby logiczne, gdyby kró-
lowa-matka Hapan zwracała się do Leii jak do kogoś równego sobie.
Han popatrzył w stronę opuszczonej rampy i zadrŜał, jak gdyby przeczuwając, Ŝe
za chwilę moŜe wydarzyć się coś złego. Dudnienie bębenków niepokojąco przybrało na
sile. Zobaczył, jak z promu wybiegły trzy kobiety odziane w jaskrawe, niemal krzykli-
we jedwabne szaty, niosąc wielki, opalizujący na perłowo pojemnik. Threepio wciąŜ
jeszcze powtarzał, kręcąc głową: „Naprawdę będę musiał oddać te obwody logiczne do
naprawy", kiedy trzy kobiety zbliŜyły się do podium i przechyliły pojemnik, wysypując
jego zawartość na podłogę. Zebranym z wraŜenia zaparło dech w piersi.
- Tęczowe klejnoty z Gallinore!
Klejnoty błyszczały dziesiątkami barw od purpury do płonącego szmaragdu, jak
gdyby Ŝyły swoim Ŝyciem. Prawdę mówiąc, te drogocenne cacka nie były wcale ka-
mieniami, a opartymi na krzemie formami Ŝycia emitującymi własne, specyficzne świa-
tło. Stwory te, noszone najczęściej jako medaliony, potrzebowały aŜ tysiąca lat na to,
by dojrzeć. Za jeden taki klejnot moŜna było kupić kalamariański krąŜownik, a Hapanie
wysypali na podłogę dosłownie setki takich kosztownych błyskotek. Leia nie okazała
jednak zaskoczenia na ich widok.
ii?
- Nie zostałam zaproszona na powitanie Hapan - odparła Mon Mothma. - Poprosili
jedynie o spotkanie z Leią. A poniewaŜ w okresie ostatnich trzech tysiącleci nawet Sta-
ra Republika utrzymywała z władcami Hapan tylko sporadyczne kontakty, uznałam, Ŝe
lepiej będzie się nie narzucać i czekać, aŜ sami mnie zaproszą.
- To bardzo rozsądne - oświadczył Han - tylko Ŝe jest pani wybraną przywódczy-
nią Nowej Republiki...
- Ale królowa-matka Ta'a Chume czuje się zagroŜona naszymi demokratycznymi
zwyczajami - wpadła mu w słowo Mon Mothma. - Nie, myślę, Ŝe znacznie lepiej będzie
pozwolić ambasadorom Ta'a Chume zwrócić się do nas za pośrednictwem Leii, jeŜeli
jej zdaniem będą się czuli dzięki temu bardziej pewnie. Czy liczyłeś, ile Bitewnych
Smoków przyleciało tu razem z resztą floty Hapan? Dokładnie sześćdziesiąt trzy - po
jednym na kaŜdą zamieszkałą planetę w całej ich gromadzie gwiezdnej. Nigdy jeszcze
się nie zdarzyło, by Hapanie nawiązywali z kimkolwiek stosunki od razu na tak duŜą
skalę. Podejrzewam, Ŝe będzie to najwaŜniejszy kontakt, jaki nawiązały ze sobą nasze
ludy w ciągu ostatnich trzech tysiącleci.
Han miał na ten temat co prawda inne zdanie, ale i tak czuł lekką urazę, Ŝe nie sie-
dzi teraz u boku Leii. Sam fakt, Ŝe i Mon Mothmę potraktowano w ten sam sposób,
sprawiał, Ŝe uznał to niemal za zniewagę. Nie miał czasu jednak rozmyślać o tym dłu-
Ŝej, bo po chwili Hapanie zaczęli schodzić po opuszczonej rampie wahadłowca.
Jako pierwsza ukazała się kobieta o długich, czarnych włosach i oczach onyksowej
barwy, które błyszczały w skierowanych na statek Hapan światłach. Miała na sobie
lekką suknię z połyskującego, brzoskwiniowego materiału, odsłaniającą jej długie nogi.
Kiedy piękna kobieta skierowała się w stronę podium, dzięki umieszczonym na parte-
rze mikrofonom, przekazującym dźwięki na balkony, dało się słyszeć szmer podziwu,
który przeszedł przez zgromadzone tłumy.
ZbliŜyła się do Leii i przyklęknęła zgrabnie na kolano, nie przestając wpatrywać
się w jej oczy. Głośno i wyraźnie odezwała się po hapańsku:
-
Ellene sellibeth e Ta'a Chume: „Shakal Leia, ereneseth a'apelle seranel Hapes.
Rennithelle saroon".
Odwróciła się i sześć razy klasnęła w dłonie. Na ten sygnał z pokładu wahadłowca
zaczęły wysypywać się dziesiątki kobiet odzianych w złote, takŜe błyszczące suknie.
Biegły w kierunku podium. Niektóre grały na srebrnych fletach lub wybijały rytm na
bębenkach, inne śpiewały głośno bardzo wysokimi głosami, powtarzając w kółko:
Ha-
pes, Hapes, Hapes.
Mon Mothma zaczęła wsłuchiwać się uwaŜnie w tłumaczenie słów Hapan na język
basie, jakie dobiegało z jej komunikatora, ale Han nie usłyszał z tego tłumaczenia ani
słowa.
- Czy rozumiesz ten bełkot? - zapytał w końcu Threepia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • filmowka.pev.pl
  •