Gabriela Zapolska - Sezonowa Miłość, e-books, e-książki, ksiązki, , .-y

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NR ID : b00165Tytu� : Sezonowa mi�o��Autor : Gabriela ZapolskaCz�� pierwszaIWr�ciwszy do hotelu pani Tu�ka raz jeszcze przeliczy�a pieni�dze. Mia�a ca�e czterysta rubli, bo w Krakowie stara�a si� nie kupi� nic pr�cz rzeczy niezb�dnych dla siebie i Pity.Trzy kapelusze, dwie parasolki, cztery metry aplikacji, kilka par bucik�w bia�ych i szarych (tych karlsbadzkich), za kt�re w Warszawie zap�aci�oby si� trzy, cztery razy tyle...Za to ani ona, ani Pita przez dwa dni nie jad�y obiadu. Pi�y kaw�, jad�y ciastka, nawet i szynk� przyniesion� w sekrecie pod peleryn� do hotelu.Oszcz�dno�� przede wszystkim! - Tu�ka znios�a nawet afront pokojowej, kt�ra znalaz�szy ko�o umywalni zat�uszczony papier z okrawkami szynki, przesta�a jej m�wi� "ja�nie pani".Lecz Tu�ka i ten cios d�wign�a z heroizmem.Przechyliwszy si� przez okno, ws�uchiwa�a si� w j�cz�ce melodie mariackiego hejna�u. Udawa�a, �e j� to zajmuje nad wyraz. W gruncie rzeczy jednak cierpia�a nad zanikiem szacunku u wykrochmalonej hotelowej s�ugi i z cierpienia tego wykwit� (jak zreszt� zwykle w takich razach) �al - do m�a.- Przez niego - pomy�la�a - i przez to, �e si� musz� oszcz�dza� i mam ma�o pieni�dzy.Pita spa�a opakowana papataczami i dro�d�owymi ciastkami. Rozrzuci�a doko�a siebie prze�cierad�a i ca�� mas� delikatnych i z�otych, jak �d�b�a �yta, w�os�w.Tu�ka zbli�y�a si� do �pi�cej c�rki i machinalnie narzuci�a na ni� prze�cierad�o.- Wiecznie si� rozkrywa - pomy�la�a prawie ze z�o�ci�.Powr�ci�a zn�w do okna i wzrokiem ogarn�a olbrzymi� przestrze� Rynku, na kt�rej d�wiga�a si� jasno o�wietlona do�em masa Sukiennic. Zdawa�o si�, �e jest to jakie� olbrzymie mauzoleum, obsadzone doko�a grz�d� �wietlanych tulipan�w. I coraz dalej, po Rynku wznosi�y si� bukiety ��tawych �wiate�, przeci�tych nagle brutaln� lini� bia�ej, o�lepiaj�cej lampy �ukowej. Na bruku czernia�o mrowisko ludzi i p�yn�y jak szalupy tramwaje. Ostry odg�os dzwonka szarpa� nerwy. Niby to by�y wszystkie wzi�te razem odruchy �yciowe, a przecie� jaka� bezbrze�na pustka, nuda i szaro�� przys�ania�a wszystko szarym, nieprzeniknionym ca�unem.Tu�ka wlepi�a swe oczy w p�on�ce bukiety lamp i zn�w machinalnie oblicza�a pieni�dze.- Czterysta rubli to pi��set gulden�w...I zaraz przysz�a jej my�l ostra i niemi�a:- Gdzie ja podzia�am ju� oko�o stu rubli?Zacz�a nat�a� umys� wspomnieniami wydawanych pieni�dzy.- Musieli mi ukra��, czy co...A� ni� targn�o - zdawa�o si� jej, �e jacy� z�oczy�cy obdarli j� �ywcem ze sk�ry i tak� obdart� pozostawili na s�ot� i spiekot� s�o�ca.- Musieli mnie gdzie� okra��.Lecz powoli przychodzi�a refleksja.- Nie, nie... zobaczymy...Liczy�a teraz cyfry i doliczy�a si� rzeczywi�cie wydanych pieni�dzy.- �adnie b�dzie, je�eli tak dalej p�jdzie... nim dojad� do Zakopanego, nie b�d� mia�a centa przy duszy.Zn�w ogarn�a j� z�o�� na m�a.- Przez niego musz� si� martwi� i nerwy sobie targa�.Nogi j� bola�y.Usiad�a na krze�le wstawionym we framug� okna. Opar�a �okie�, z kt�rego zsun�a si� niebieska flanelowa matinka, i patrza�a ci�gle w przestrze�. Lecz teraz nie liczy�a lamp i nie r�wna�a si�y �wiat�a ze �wiat�em lamp p�on�cych na ulicach Warszawy - cofn�a si� jakby wstecz, jakby w g��b siebie i mimo ch�ci i woli zacz�a prze�ywa� swoje codzienne, zwyk�e �ycie, tam na Wareckiej, na drugim pi�trze, we wn�trzu niewielkiego mieszkania, w kt�rym t�oczyli si� w kilkoro, zawsze skryci, nieufni, jakby wszyscy w niedom�wieniach i domys�ach pogr��eni.Ten brak szczero�ci by� znamienn� cech� ca�ego ich po�ycia. Ka�de dziecko mia�o ju� w sobie to co� "mi�dzy liniami", czego nie wykazywa�o w chwili nawet, zda si�, najserdeczniejszej.Czy sz�o to od matki, czy od ojca, tego zbada� nikt nie m�g�, bo pomi�dzy Tu�k� a jej m�em by�o pod tym wzgl�dem wielkie podobie�stwo, nieledwie identyczno�� moralna.- Zawsze politykujemy... - my�la�a nieraz Tu�ka i gdy ca�owa�a w g�ow� wychodz�cego z domu do szko�y syna, czu�a, �e to "polityka", to poddanie si� grzeczne ch�opca i to jej niby rozserdecznione zbli�enie, ten wiatyk na drog�...W ciasnym mieszkaniu, gdzie najlepszy pok�j sta� pustk�, "salonem" ochrzczony i zastawiony mas� palm i fikus�w, nikt z tych ludzi kilkorga nie obija� si� o drugiego moralnie ani fizycznie i nikt nikomu przemoc� do duszy si� nie wdziera�.Obchodzili si� cicho i mieli dla siebie zdawkowe u�miechy.Gdy powi�kszy�o si� ich grono o jedn� jeszcze �yw� istot�, przyjmowano j� z pewn� kurtuazj�, �cie�niaj�c si� tylko troch� na przestrzeni �yciowej.- Tak b�dzie najlepiej, cicho i spokojnie - zdawali si� m�wi� do siebie wszyscy, gdy zgromadzili si� przy obiedzie lub wieczornej herbacie.Rozmawiali wtedy, ale by�a to rozmowa nie poruszaj�ca nigdy tej drugiej warstwy ich dusz.Zdawa�o si�, �e czyni� to przez delikatno��, a by�a to, zda si�, trwoga, aby nie ujrze� nagle w�a�ciwych swych rusztowa�.B��dy i na�ogi dzieci, jakkolwiek pod pokrywk� grzecznego u�o�enia schowane, istnia�y niemniej gro�ne i tragiczne. Nie porusza�o si� nigdy ich kwestii, obchodzi�o si� mimo, tak jak ich skrofuliczne tendencje organizmu...- Tak b�dzie najlepiej.Zwolna wyj�cza�a dziewi�ta na miejskich zegarach.I zn�w z wy�yny pru� zacz�� powietrze hejna�, nawo�ywa�, j�cza�, rozdziera� samotne serca, zatopione w sobie albo we w�asnych wspomnieniach.Przez my�l Tu�ki przesun�� si� "m��" - ten chudy, �ysawy m�czyzna - drobny, grzeczny, niepozorny, kt�ry tak ma�o miejsca w domu i �yciu zdawa� si� zajmowa�. Od lat ca�ych "nie widzia�a" go przed sob�. By� zawsze obok niej, nawet w chwilach zbli�enia. Nie przychodzi�o jej na my�l spojrze� na niego, dopiero w chwili odjazdu spojrza�a na� ca�ymi oczyma.Sta� na peronie kolejowym w swym zielonawym, wyszarzanym palcie. Wyszed� z biura, aby odprowadzi� j� i Pit�. Wyda� si� jej dziwnie mizernym i postarza�ym.- Jed�, lecz si� i uwa�aj na siebie! - m�wi� do niej, wychylonej przez okno wagonu.G�os jego by� matowy, ochryp�y.Patrzy� na ni� sp�owia�ymi oczyma, otoczonymi siatk� zmarszczek, lecz zdawa� si� jej nie widzie�.- A pisz!...Chcia�a i ona co� mu powiedzie�, co� jakby serdecznego, nie mog�a jednak napr�dce znale�� nic odpowiedniego.- Gdyby jednak - zacz�a - to jedzenie w restauracji nie s�u�y�o ci...Lecz on u�miechn�� si� blado.- Ach, nie... - wyrzek� niedbale - nie pozwol� odej�� kucharce, dop�ki ch�opc�w nie wy�l� do Kalin�wki. B�d� jedli w domu. Zreszt� to zaledwie tydzie�.- Ja te� nie m�wi� o ch�opcach, chodzi mi o ciebie...Spojrza� na ni� troszeczk� zdziwiony i zaraz u�miechn�� si� uprzejmie, lecz jakby z przymusem, i pochyli� troch� g�ow�.- Dzi�kuj� ci, nie troszcz si� o mnie. Ja mam zdrowy �o��dek...Przechodzi� ch�opiec roznosz�cy pisma ilustrowane.- Mo�e ci co kupi�? - zapyta�.W tej samej chwili Pita wyjrza�a z wagonu.B��dzi�a roztargnionym spojrzeniem po peronie, po palcie wytartym ojca, po jego bladym u�miechu, a policzek jeden mia�a wyd�ty angielskimi cukierkami, kt�re wiecznie ssa�a.- A mo�e Pita chce pomara�cz�? - zapyta� �ebrowski.Natychmiast dziewczynka grzecznie bardzo odpowiedzia�a:- Dzi�kuj� tatusiowi!AIe on przywo�a� przekupnia i wybra� dwie du�e pomara�cze, silnie czerwone.Wybiera� starannie, macaj�c sk�rk� chudymi klekoc�cymi palcami. Wreszcie zap�aci� i pomara�cze do okienka, w kt�rym wci�� jak w ramie biela�a twarz Pity, podni�s�.- Prosz� ci�, moje dziecko...Ale Pita uwa�a�a za stosowne ceremoniowa�.- Nie... nie... dzi�kuj�...Pani Tu�ka wmiesza�a si� z grzeczn� interwencj�:- Ale�, moje dziecko, we�, skoro tatu� taki dobry...- Zr�b mi t� przyjemno�� - prosi� ojciec.Pita wzi�a pomara�cze, lecz nie znikn�a z nimi we wn�trzu wagonu. Sta�a ci�gle przy oknie i na tle jej szarego p�aszczyka te ognisto barwne owoce ci�gn�y oczy malarskim �licznym kontrastem barw.Wymienienie tych uprzejmo�ci, zdawa�o si�, i� na chwil� wyczerpa�o ca�� t� rodzin�, i wszyscy umilkli, nie maj�c ju� sobie nic w chwili rozstania do powiedzenia.Pani Tu�ka my�la�a, i� �le robi�a nie bior�c na drog� lepszej sukni. Panie, kt�re wchodzi�y do wagon�w, ubrane by�y �wie�o i elegancko. Postanowi�a ubra� si� w Krakowie via Chab�wka-Zakopane elegancko i zgrabnie.Milczenie przed�u�a�o si�. Widocznie ka�de z tych trojga �y�o w tej chwili w swoim odr�bnym �wiecie.Nagle gwizd przera�liwy rozleg� si� w powietrzu - drzwi wagon�w zatrzaskiwa�y si� po�piesznie, kto� przelatywa� z drugiej strony poci�gu, wo�aj�c ochryp�ym g�osem.R�wnocze�nie �ebrowscy oboje ockn�li si� z oddali, w kt�rej ju� znajdowali si� pomimo pobli�a.- Jedziemy?- Tak...�a�cuchy szcz�kn�y, zako�ysa�y si� wagony.Pita, Tu�ka i �ebrowski u�miechali si� jednakowo, blado, uprzejmie.- B�d�cie zdrowe!- Uca�uj ch�opc�w!...- Tak... tak!...Tu�ka wysun�a r�k�, �ebrowski u�cisn�� j�, ku Picie powia� kapeluszem. Uprzejmo�� ca�ej rodziny zwi�kszy�a si� znacznie; widocznie chciano wy�adowa� wzajemnie pewn� ilo�� grzeczno�ci, aby nic sobie nie pozosta� d�u�nymi.Poci�g zacz�� drepta� coraz szybciej, charcz�c, gdakaj�c gniewliwie. �ebrowski stan�� na peronie i ci�gle jednako u�miechni�ty k�ania� si� w stron� odbiegaj�cego wagonu.Dwoje r�czek dziecinnych odda�o mu przez chwilk� uk�on, nast�pnie powia�o ku niemu rami� �ony w szerokim r�kawie piaskowej we�nianej bluzki, a� wreszcie znik�o wszystko.�ebrowski przesta� si� u�miecha�; zdawa�o si�, i� zdj�� ten zdawkowy u�miech jakby mask� z twarzy i schowa� go gdzie� daleko w swym duchowym zanadrzu.I skr�ciwszy na miejscu, mechanicznym, bezmy�lnym krokiem wyszed� z peronu......Tymczasem pani Tu�ka zaj�a miejsce w przedziale drugiej klasy. Naprzeciw niej usiad�a Pita, a ten spos�b siadania, elegancki, sztywny, drewniany, by� ca�ym poematem "�licznie u�o�onej dziewczynki". Wyj�a z kieszonki paltocika czy�ciuchn� chusteczk�, roz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • filmowka.pev.pl
  •