ŁYSIAK WALDEMAR - CESARSKI POKER (1978), E-books, Łysiak Waldemar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CESARSKI
POKER
„Według Machiavela świat jest partią gry
i władcy, którzy biorąc w niej udział, nie chcą
zostać oszukani, muszą sami znać sposoby
oszukiwania".
(Fryderyk Wielki w „Anty-Machiavelu")
WSTĘP
czyli trzy prezentacje:
•
PREZENTACJA POKERA
Poker — czego chyba nikt kwestionować nie będzie,
w każdym razie nie powinien — ma tę przewagę nad wie
loma innymi karcianymi rozrywkami, że dopuszcza możli
wość swoistego oszukiwania, nazywanego elegancko blefem.
Przy całym jednak szacunku dla atrakcyjności tej szansy
należy zauważyć, że jest ona zarazem największym manka
mentem pokera, legalizuje bowiem coś, co w przypadku
innych gier smakuje nieporównanie bardziej, jako że jest
zakazane. Powyższy truizm proszę potraktować jako naj
zwyklejsze „wejście w widno" do niżej rozpoczynającej się
opowieści.
Poker, którego reguły opracowało czterech łebskich jan
kesów (Templar, Florence, Keller i Schenck), narodził się
w drugiej połowie ubiegłego stulecia. Chodzi, rzecz prosta,
o grę w karty. Poker polityczny jest tak stary, jak starą jest
czcigodna instytucja polityki i dyplomacji, a więc starszy
o te parę tysięcy lat od pokera karcianego.
Iluż niezrównanych wirtuozów blefu i misternej licytacji
przespacerowało się po ziemi w ciągu tego czasu! Byli to
wszystko hazardziści, gdyż, jak słusznie zauważył Bismarck —
agresywna polityka międzynarodowa jest „krwawą grą sił
i hazardu". Znudzeni chamską rąbaniną mieczami i topo
rami, zasiadali w przerwach do stolika Mamy Historii, by
w bardziej kulturalny sposób wpływać na rozwój cywilizacji
i przygotowywać nowe rozstrzygnięcia wojenne, bez których
poker polityczny obejść się nie może. Złośliwcy twierdzący,
że była to burdel-mama w szulerni dziejów, zapominają, iż
każdemu z tych wielkich graczy chodziło o ogólnoludzki
pokój, o świat bez wojen i pożóg, o tę niezmąconą błogą ciszę
między czterema ścianami gabinetu, w którym byłoby tylko
jedno biurko i jeden fotel dla jednego. Niektórzy byli już
nawet bliscy celu.
Ze wszystkich historycznych pokerów jednym z najbar
dziej interesujących wydaje mi się ten, w którym wzięło
udział dwóch wielkich cesarzy: cesarz Francuzów Napo
leon I i imperator Wszechrosji Aleksander I. Grali przez
pewną zamkniętą epokę, zwaną dzisiaj napoleońską. Ani
długo, ani krótko, równo piętnaście lat. O tej właśnie grze
chcę opowiedzieć. Zanim to uczynię — przedstawię obydwu
panów.
PREZENTACJA GRACZY
Jak na cesarskie progi — obaj mieli dość niskie i niezbyt
do chwili obecnej jasne pochodzenie; to jest ich cecha
wspólna.
Rodowód Napoleona, który był synem korsykańskiego
adwokata Karola Buonapartego, genealodzy i dworscy po
chlebcy — zadawnionym zwyczajem genealogów i dworskich
pochlebców — wywodzili potem (to znaczy kiedy już stał się
monarchą i panem połowy kontynentu) od wielu znakomi
tych familii, ze starożytnymi włącznie. A to od: Gens Ulpia
i Gens Julia, które dostarczyły cezarów Rzymowi i Kon
stantynopolowi; od dawnych królów Północy; od greckich
Komnenów i nawet od „Żelaznej Maski" Ludwika XIV, że
wymienię tylko najbardziej blaskomiotne pnie drzewek ro
dowodowych * podsuwane Napoleonowi pod nos.
Pierwszy uczynił to notoryczny lizus, poseł francuski we
Florencji, generał Clarke. Zamiast podziękowania usłyszał:
— Brednie! Mój dom zaczyna się ode mnie!
W roku 1812 cesarz austriacki, Franciszek Habsburg,
chcąc sprawić przyjemność swemu zięciowi, uraczył go ko
lejnym wywodem genealogicznym Bonapartych (od rodu
panującego niegdyś w Treviso), i znowu Napoleon odparł:
— To pomyłka. Moje szlachectwo bierze się od Ma-
rengo!
Cytowaną odpowiedź trudno zaliczyć do salonowych,
jako że właśnie pod Marengo w roku 1800 młody generał
Bonaparte sprał na kwaśne jabłko armię swego przyszłego
teścia, po czym wyrzucił Habsburgów z Italii. A jednak
genealodzy wiedeńscy (genealodzy i pochlebcy są to, jak
wiadomo, ludzie cierpliwi i uparci) raz jeszcze przynieśli mu
dokumenty genealogiczne opiewające na koligacje z kilkoma
gwiazdkami. Tym razem Napoleon wściekł się na dobre,
cisnął „bezcenne papiery" w ogień i warknął:
— Dość już tego! Zapamiętajcie sobie raz na zawsze, że
moje szlachectwo urodziło się we mnie, na polu bitwy!
Jestem Rudolfem Habsburgiem mojej rodziny!
Później w artykule opublikowanym w paryskim „Moni
torze", napisał: „Wszelkie poszukiwania tego typu są śmie
szne, czy nie szkoda czasu na zajmowanie się podobnymi
głupstwami w naszym wieku? Każdemu, kto chce wiedzieć,
kiedy powstał dom Bonapartych, odpowiadam: 18 bru-
maire'a".** Dziw bierze, dlaczego nie poradzono cesarzowi,
iż warto byłoby raz się zdecydować: albo Marengo, albo
18 brumaire'a, żeby już nikt się nie mylił.
W rzeczywistości (jest to hipoteza najbardziej prawdo
podobna) ród „boga wojny" był starym patrycjuszowskim,
* Jeszcze w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych naszego stulecia niemiecki
profesor Fritz Ernst dowodził, iż przodkami Napoleona byli Turcy, którzy przybyli
na Korsykę z Egiptu.
** To jest w dniu, w którym za pomocą zamachu stanu sięgnął po władzę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]