§ Siedlecka Joanna - Mahatma Witkac, Literatura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joanna Siedlecka — reporterka, członek Stowarzysze-
nia Pisarzy Polskich. Laureatka licznych nagród, z których
najbardziej ceni sobie pierwszą — wyróżnienie dla mło-
dego reportera imienia Ksawerego Pruszyńskiego. Praco-
wała w wielu pismach, m.in. „ITD", „Kulturze". Nie zwe-
ryfikowana podczas stanu wojennego, zajęła się wyłącznie
reportażem książkowym. Wydała dotychczas: „Stypę"
(1981), „Poprawiny" (1984), „Parszywą sytuację" (1984),
.Jaworowe dzieci" (1988 i 1990), a przede wszystkim —
„Jaśniepanicza" (1987) o Witoldzie Gombrowiczu — swój,
jak na razie, największy życiowy sukces — nie licząc oczy-
wiście Antosia lat 10 i Stasia lat 6 — uczniów szkoły
francuskiej.
Dostała za „Jaśniepanicza" — który znalazł uznanie po
obu stronach ówczesnej barykady — nagrodę „Warszawskiej
Premiery Literackiej", redakcji „Życia Literackiego" za naj-
lepszą książkę roku 1987 w dziedzinie literatury faktu. Re-
cenzowały ją — więcej niż pochwalnie — „Zeszyty Li-
terackie" (piórem Jana Kotta i Wojciecha Karpińskiego),
„Puls", „Kultura Niezależna", „Res publica", „Twórczość",
„Odra". Radio Wolna Europa uznało książką listopada
1987. O jej lekturze wspominał m.in. Ryszard Kapuściński
w swoim „Lapidarium", Czesław Miłosz w „Zapiskach
myśliwego".
Czy sukces „Jaśniepanicza" powtórzy „Mahatma Wit-
kac", poświęcony „wariatowi z Krupówek", „genialnie nie-
dorozwiniętemu", czyli Stanisławowi Ignacemu Witkiewi-
czowi?
Nie wątpimy!
seria wydawnicza
SŁOWO Warszawa 1992
od autorki
Napisałam o Witkacym książkę reporterską. Byłam
ciekawa, czy reporterka ma o nim w ogóle jeszcze coś
do powiedzenia? Czy żyją na przykład ludzie, którzy znali
go i pamiętają, choć nigdy dotychczas o nim nie mówili,
a ich relacje warto ocalić? Czy żyją „demoniczne" kobiety,
klientka „Firmy Portretowej"? Przyjaciele, przelotni nawet
znajomi, „wszawi wrogowie"? Czy są jeszcze resztki jego
świata — chociażby przedwojennego Zakopanego — od-
chodzącego coraz bardziej w niepamięć?
I choć urodził się w 1885, dotarłam — w ostatniej na
1
pewno chwili — do pamiętających go ostatnich „Mohika-
nów", a raczej „Mohikanek", urodzonych na początku wie-
ku, których relacji nikt dotychczas nie spisał, a wnosiły do
naszej wiedzy o nim sporo nowego.
Chociażby rodzinne spojrzenie kuzynek Witkiewiczów,
m.in. generałowej Jadwigi Sosnkowskiej, na — zagadkowy
wciąż — jego pobyt w Rosji; w Lejb Gwardii. Inny od
legendy wizerunek romansu Witkacego z Ireną Solską,
przedstawiony przez jej córkę, Annę Sosnowską. Relacje
kobiet z jego świata — Oli Watowej, Anny Linkę, Elżbiety
Szemplińskiej-Sobolewskiej, Ireny Krzywickiej, która
wprawdzie już kiedyś o nim pisała, dziś jednak, z perspek-
tywy swojej 90-tki, widzi go zupełnie inaczej. Nielicznych
Joanna Siedlecka Mahatma Witkac
już kolegów „po piórze" — Alfreda Łaszowskiego, Micha-
ła Rusinka, Kazimierza Truchanowskiego. Jednego już tyl-
ko, niestety, górala i zakopiańczyków, m.in. Zofii Fedoro-
wicz, Wally Pawlikowskiej, Stanisławy Czech-Walczako-
wej, pamiętających jeszcze „pana Stanisława" oraz atmos-
ferę Zakopanego, „co się minęło". Wspomnienia Jana Lesz-
czyńskiego-juniora, Krystyny i Zofii Głogowskich, będą-
cych przed wojną dziećmi, wychowanych jednak w „wit-
kacowskiej" atmosferze i sporo pamiętających, chociażby
jego „wierszyki". Wspomnienia kuzynów „po mieczu" i
„kądzieli", dla których był przede wszystkim „synem wuja
Stacha" — Stanisława Witkiewicza, dzięki którym mam też
w książce dwa nieznane, niepublikowane dotychczas listy
Witkacego do Leona Reynela. Jeden z nich cenny-szcze-
gólnie, jak zresztą wszystko, co dotyczy jego „tajemnicy
Wschodu", czyli Rosji, mówi bowiem m.in. o... chorobie
wenerycznej, pamiątce stamtąd.
Relacje fragmentaryczne i subiektywne, cenne jednak
chociażby dlatego, że ostatnie — jeszcze parę lat i temat
przejmą wyłącznie historycy literatury. Sumujące się —
co najważniejsze — w wizerunek jednego z najwybitniej-
szych, najoryginalniejszych, nieustająco aktualnych, artys-
tów XX wieku, który mimo wielu poświęconych mu pozy-
cji — o jego teatrze, malarstwie, fotografii — nie doczekał
się w kraju biografii sensu stricto, poważył się na nią tylko
cudzoziemiec — Amerykanin, profesor Daniel C. Gerould.
Relacje ocalające pamięć o nim, dopełniające portret
człowieka tragicznego — wrażliwego, cierpiącego, sa-
motnego. Lekceważonego przez współczesnych, błazeńs-
twem zagłuszającego swój dramat, którego przekleństwem
było właśnie to, że urodził się w Europie Środkowej, utknął
2
w Zakopanem. Jego groteskowy teatr wyprzedził przecież
lonesco i Geneta. Poczucie samotności, beznadziejności
istnienia — egzystencjalizm Sartre'a i Heideggera. Ostrze-
żenia i wizje — Huxleya i Orwella. Relacje ukazujące go
przede wszystkim jako dalekowzrocznego, przenikliwego
proroka i wizjonera, który słyszał już wtedy kroki nadcho-
dzącego Chama, przewidział los epoki — wojnę, totalitaryz-
my, kryzys europejskiej kultury, unifikację i „pykniczenie"
ludzkości, zanik „uczuć metafizycznych". A także — przy-
najmniej zdaniem moich rozmówców — ich własne, poje-
dyncze losy, obdarzony był przecież fenomenalną psycho-
logiczną intuicją, o czym świadczą najlepiej jego portrety.
Interesowały mnie również witkacowskie — jak się
okazało — tragikomiczne, dopełniające niejako jego wizje
— „peerelowskie" losy osób mu najbliższych. Chociażby
wdowy po nim, Jadwigi Witkiewiczowej — starej, chro-
mej, samotnej, walczącej z... Polewką i POP o pokój w
mieszkaniu-kołchozie w Krakowie na Krupniczej. Tułają-
cej się latami po ludziach, otrzymującej wreszcie kawalerkę
i rentę dzięki..; Józefowi Cyrankiewiczowi. Nienawidzącej
zbydlęconego świata, w którym jej Staś nie chciał żyć.
Dramat Czesławy Oknińskiej, jego ostatniej przyjaciół-
ki, odratowanej po ich wspólnym samobójstwie na Polesiu,
która nie potrafiła później „tego" ciężaru dźwigać. Raven-
sbnick, który przeszła, praca w... dziale propagandy PAX,
ucieczka w „Witkacową", samotna śmierć w „blokowisku",
którego — za Stasiem — nienawidziła.
Starość i nędza jego „demonicznych" kobiet, wtedy —
dam z towarzystwa, gnieżdżących się dziś z wnukami w
kawalerkach, sprzedających jego portrety na miejsca w do-
mu starców. Dopiero teraz rozumiejących jego ostatnią de-
cyzję, dzięki której uniknął również upokarzającej „koń-
cówki".
10 Joanna Siedlecka
Zbydlęcenie jego miejsc — zniszczonej przez kwateru-
nek kamienicy na Brackiej, „splugawionego" Zakopanego,
gdzie w rodzinnej „Witkiewiczówce" jest dziś... falanster,
którego tak się bal — dom wczasowy z „ogólną stołownią",
salą telewizyjną.
Rozproszenie wielkich kolekcji jego obrazów, sprzeda-
3
wanych po prostu na życie — choroby, alimenty.
Tragigroteska „grzebalnej awantury", w wyroku której
na Boksowym Brzyzku, obok jego matki, pochowano —
wśród przemówień o przyjaźni polsko-radzieckiej — Bogu
ducha winnego Ukraińca. A tego nawet on — tytułujący się
często Mahatmą — chyba by nie wymyślił.
Zmora
Czesław Miłosz do Aleksandra Wata o Witkacym w Rosji:
„... Kiedy przyjechal zAustralii do Petersburgów czasiewojny,
to zdaje się tam jakichś krewnych znalazł, bardzo
ustosunkowanych..."
(„Mój wiek". Warszawa, 1990)
Księżniczka na Peryjasławiu
Generałowa Jadwiga Sosnkowska ma 90 lat (rocznik
1901), tak że nie jest już oczywiście w formie idealnej. Ale
gdy czuje się lepiej, ma dobry dzień — świetnie się nam
rozmawia. Od dawna wpadam wtedy do niej na pogawędki
do domu zasłużonego, zbowidowskiego kombatanta, gdzie
zamieszkała po powrocie do Polski. Pamięta bowiem spra-
wy fascynujące, chociażby wciąż mało znany i zagadkowy
pobyt Witkacego w Rosji, w carskiej armii. '
Witkacy, to znaczy syn wuja Stacha, jak go nazywa,
jest bowiem jej kuzynkiem. Jej matka, czyli Ada Żukowska
12 Joanna Siedlecka
Mahatma Witkac 13
z domu Jałowiecka, była jego cioteczną siostrą — córką
Anieli Jałowieckiej z domu Witkiewicz — siostry Stanis-
ława Witkiewicza, ojca.
I wialnie syn wuja Stacha przychodził do jej rodziców
po przyjeździe z Australii do Pietierburga. Do ich miesz-
kania na Ligowskoj dwadcat'piat', w samym centrum Pitra
— w końcu Newskiego Prospektu, na rogu Gusiew Piereu-
lek. Do wielkiej, 8-piętrowej kamienicy typowej dla Pitra;
ciężkiej od ozdób, w stylu, jak się mówiło, Katarzyny i
Piotra. 7-pokojowego, wytwornego mieszkania — mama
wynajęła dwa obok siebie, przebiła ściany, pięknie umeb-
4
lowała — miała gust i wielu znajomych malarzy, artystów
— prowadziła przecież salon, gdzie bywali wszyscy, którzy
się wśród Polonii petersburskiej liczyli, chociażby książę
Drucki-Lubecki, profesor Baudoin de Courtenay, a także
— podczas pobytów w Pitrze — sam Dmowski, Grabski,
Paderewski, młodziutka jeszcze wtedy Ada Sari.
Na stałe zatrzymał się u babuni i dziadunia Jałowiec-
kich, czyli u swojej ciotki i wuja. Niedaleko Ligowskoj, bo
na Nadieżdinskoj tri — pięknej ulicy z porządnymi kamie-
nicami, ogrodami. Dziaduniowie też mieli duże mieszka-
nie, choć mniejsze niż jej rodzice, którzy ze względu na
ojca musieli prowadzić dom otwarty. Nie wiadomo, czy te
domy na Ligowskoj i Nadieżdinskoj jeszcze stoją, nigdy
już, niestety, później w Pitrze nie była, ale po rosyjsku
mówi do dziś.
Oczywiście, pamięta syna wuja Stacha głównie z ro-
dzinnych przekazów ,— rozmów rodziców, dziaduniów,
cioki (jak się mówiło w rodzinie) Żeni — jednej z sióstr
wuja Stacha, szalenie do niego podobnej, szczególnie na
starość, która też w Pitrze mieszkała.
Choć sama ma go również przed oczyma — przyjechał
do Pitra, gdy wybuchła I wojna, tzn. w 1914, miała więc
już 13 lat. Widywała go zresztą i wcześniej — na wakac-
jach w Syłgudyszkach na Litwie, majątku dziaduniów oraz
w Zakopanem, gdzie bywała co roku wracając z Krakowa
— mama woziła ją i siostrę na egzaminy do szkoły sióstr
Urszulanek, której program przerabiały w domu. Wysoki,
dobrze zbudowany, o prostym witkiewiczowskim nosie i
w ogóle delikatnych w tej rodzinie rysach, przenikliwych
oczach.
Nie tak pięknych jednak jak szafirowe oczy wuja Sta-
cha, którego widziała w Zakopanem jako mała dziewczyn-
ka i — słowo honoru — też pamięta, choć już jak przez
mgłę. Masa włosów, wspaniałe zęby, miły, serdeczny głos.
Nie tylko ona, ale i Lula, czyli młodsza siostra, nie
lubiły jego syna chyba „od zawsze". Słyszały bowiem od
rodziców oraz dziaduniów, że to przez niego popełniła sa-
mobójstwo zaręczona z nim wartościowa panna Jadwiga
Janczewska! Wywołało to podobno w Zakopanem tyle plo-
tek i oburzenia, że jego przyjaciel, Bronio Malinowski, mu-
siał zabrać go ze sobą do Australii. Słyszały też, że był w
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]