Świt półksiężyca, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Clive CusslerDIRK CUSSLERWIT PÓŁKSIĘŻYCATytuł oryginału Crescent DawnPrzekład MACIEJ PINTARAAMBERRedakcja stylistyczna Anna TłuchowskaKorektaHanna LachowskaHanna LisińskaCopyright Š 2010 by Sandecker, RLLLPBy arrangement with Peter Lampack Agency, Inc.551 Fifth Avenue, Suitę 1613 New York, NY 10176*0187 USA.For the Polish editionCopyright Š 2011 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.Warszawa 2011. Wydanie ITeri i Daynie,dzięki którym wszystko tojest zabawšPROLOGCHMURY NA HORYZONCIERok327n.e.Bicie w bęben z bezbłędnš precyzjš odbijało się echem od drewnianych przegród w rytmicznym staccato. Celeusta uderzał w bęben z kolej skóry płynnie, ale mechanicznie. Potrafił tak bębnić godzinami, nie opuszczajšc ani jednego uderzenia * jego muzyczne wykształcenie polegało bardziej na wytrzymałoci niż na poczuciu harmonii. Choć stałe tempo miało okrelonš wartoć, wiolarze mieli po prostu nadzieję, że monotonny występ wkrótce się zakończy.Lucjusz Arcelian wytarł spoconš dłoń o spodnie, a potem zacisnšł jš mocno na ciężkim drewnianym wioie. Pocišgnšł nim po wodzie płynnym ruchem i szybko dostosował się do rytmu innych. Młody Kreteńczyk wstšpił do rzymskiej marynarki szeć lat temu, skuszony dobrymi zarobkami i możliwociš otrzymania rzymskiego obywatelstwa po odbyciu służby. Ciężko pracował fizycznie przez te lata, teraz za marzył tylkoo awansie na mniej męczšce stanowisko na pokładzie cesarskiej galery, zanim ramiona całkiem odmówiš mu posłuszeństwa.Wbrew hollywoodzkim mitom na starożytnych rzymskich galerach nie służyli niewolnicy. Okręty napędzali najemni marynarze, rekrutowani zwykle w nadmorskich krajach podległych cesarstwu. Podobnie jak legionici rzymskiej armii przed wyjciem w morze marynarze całymi tygodniami przechodzili wyczerpujšce szkolenie. Byli to mężczyni szczupli i silni, zdolni w razie potrzeby wiosłować dwanacie godzin dziennie. Tu jednak, na pokładzie biremy typu liburnijskiego, małegoi lekkiego okrętu wojennego, który miał tylko po dwa rzędywioseł u każdej burty, byli tylko dodatkowš siłš napędowš, uzupełniajšcš duży żagiel, rozpostarty nad nimi.Arcelian spojrzał na celeustę, drobnego łysego mężczyznę. Towarzyszyła mu małpka przywišzanš obok niego. Trudno było nie zauważyć uderzajšcego podobieństwa między człowiekiem i jego zwierzštkiem. Oboje mieli ogromne uszy i okršgłe wesołe oblicza. Radosna mina nie znikała z twarzy dobosza, umiechał się szeroko do załogi jasnymi chytrymi oczkami, szczerzšc wyszczerbione żółte zęby. Jego widok czynił wiosłowanie lżejszym i Arcelian wiedział, że kapitan galery podjšł mšdrš decyzję, wybierajšc go do tej funkcji.* Celeusto! * zawołał jeden z wiolarzy, ciemnoskóry Syryjczyk. * Silny wiatr dmie i morze się burzy. Czemu dostalimy rozkaz wiosłowania?Doboszowi zabłysły oczy.* Nie mojš rzeczš jest kwestionować mšdroć oficerów, bo inaczej i ja machałbym wiosłem * odrzekł, miejšc się serdecznie.* Idę o zakład, że twoja małpa wiosłowałaby szybciej * odparł Syryjczyk.Celeusta popatrzył na przycupnięte obok zwierzštko.* To mały siłacz * mruknšł. * Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. Może kapitan chce przećwiczyć swojš gadatliwš załogę. A może po prostu pragnie płynšć prędzej niż wiatr.Z górnego pokładu o ponad metr nad ich głowami kapitan galery niespokojnie obserwował horyzont za rufš. Dwa niebieskoszare punkty plšsały w oddali na wzburzonym morzu i rosły z każdš mijajšcš minutš. Odwrócił się i spojrzał na wydęty bryzš żagiel. O tak, chciałby płynšć o wiele, wiele prędzej niż wiatr.* Boisz się gniewu morza, Witellusie? * rozległ się nagle głęboki baryton.Kapitan odwrócił się. Zdrowy i silny mężczyzna w pancerzu na tunice patrzył na niego drwišco. Rzymski centurion Plaucjusz dowodził oddziałem trzydziestu legionistów na galerze.* Dwa okręty zbliżajš się od południa * odparł Witellus. * To piraci, jestem tego absolutnie pewien.Centurion popatrzył obojętnie na żaglowce w oddali, a potem wzruszył ramionami.* Małe robaczki * stwierdził niedbale.Witellus miał inne zdanie. Piraci stanowili przekleństwo rzymskiej floty od wieków. Choć zorganizowane piractwo na Morzu ródziemnym zostało starte w proch przez Pompejusza Wielkiego setki lat temu, grupki niezależnych rabusiów nadal grasowały na otwartych wodach. Piraci zwykle napadali na samotne statki handlowe, ale wiedzieli, że również wojenne biremy często przewożš cenne ładunki. Witellus zastanawiał się, czy morscy barbarzyńcy dostali poufnš informację o jego ładunku po wyjciu galery z portu.* Plaucjuszu * odrzekł * nie muszę ci przypominać, jak ważny jest nasz ładunek.* Tak, wiem o tym * przyznał centurion. * Jak sšdzisz, po co tkwię na tym przeklętym okręcie? To mnie powierzono zapewnienie mu bezpieczeństwa do chwili dostarczenia ładunku cesarzowi w Bizancjum.* Niepowodzenie będzie brzemienne w skutki dla nas i naszych rodzin. * Witellus pomylał o swojej żonie i synu w Neapolu. Przyjrzał się uważnie morzu przed dziobem, ale zobaczył tylko szare fale.* Ani ladu naszej eskorty.Przed trzema dniami galera opuciła Judeę w eskorcie dużej triremy, ale poprzedniej nocy okręty rozdzielił gwałtowny sztorm i eskorta zniknęła im z widoku.* Nie lękaj się barbarzyńców * prychnšł Plaucjusz. * Zabarwimy morze na czerwono ich krwiš.Pyszałkowatoć centuriona była między innymi przyczynš niechęci Witellusa do niego. Ale kapitan nie wštpił w umiejętnoć walki Plaucjusza i dlatego był wdzięczny, że ma go przy sobie.Plaucjusz i jego legionici należeli do Scholae Palatinae, elitarnych sił zbrojnych, powołanych do ochrony cesarza. W większoci byli to zaprawieni w bojach weterani, którzy u boku Konstantyna Wielkiego walczyli na granicy i w wojnie przeciwko Maksencjuszowi, jego rywalowi. Pokonanie Maksencjusza doprowadziło do zjednoczenia rozpadajšcego sięimperium. Plaucjusz miał paskudnš bliznę wzdłuż lewego ramienia, pamištkę po starciu z wizygockim szermierzem, kiedy to omal nie stracił ręki. Chlubił się niš jako oznakš męstwa, w które nikt, kto go znał, nie miał wštpić.Gdy dwa pirackie okręty znalazły się bliżej, Plaucjusz rozstawił na pokładzie swoich ludzi wraz z wolnš załogš galery. Każdy miał rzymski ekwipunek bojowy * krótki miecz, zwany gladius, okršgłš tarczę i ciężki oszczep, czyli pilum. Centurion szybko podzielił żołnierzy na małe grupy bojowe, tak żeby bronili obu burt biremy.Witellus nie odrywał wzroku od morza. Pocig był już teraz wyranie widoczny. Dwa żaglowo*wiosłowe okręty o długoci osiemnastu metrów były mniej więcej o połowę mniejsze od rzymskiej galery. Jeden miał jasnoniebieskie żagle, drugi szare, ale oba kadłuby pomalowano na grafitowy kolor, żeby nie różniły się barwš od morza, co było ulubionš sztuczkš cylicyjskich piratów. Każdy okręt miał dwa żagle, co zapewniało mu dużš szybkoć przy silnym wietrze. A wiało teraz mocno, toteż Rzymianie mieli niewielkš szansę na ucieczkę.Pojawiła się iskierka nadziei, kiedy marynarz na dziobie krzyknšł, że widzi lšd. Witellus zmrużył oczy, popatrzył w tamtym kierunku i dostrzegł na północy niewyrany zarys skalistego wybrzeża. Kapitan mógł się tylko domylać, co to za lšd. Żeglujšca przede wszystkim według nawigacji zliczeniowej galera została zepchnięta daleko od pierwotnego kursu przez wczorajszy sztorm. Witellus miał cichš nadzieję, że sš blisko wybrzeży Anatolii, gdzie mogli spotkać inne rzymskie statki.Odwrócił się do mężczyzny z twarzš buldoga, który poruszał ciężkim rumplem galery.* Gubernatorze, steruj w stronę lšdu i wód po zawietrznej. Jeli tamci stracš wiatr w żaglach, uciekniemy im na wiosłach.Na pokładzie poniżej celeusta dostał rozkaz wybijania szybkiego rytmu. Umilkły rozmowy wiolarzy, teraz słychać było tylko ciężkie oddechy. Wiadomoć o cigajšcych biremę pirackich okrętach dotarła na dół i każdy z nich mylał tylko o tym, by wiosłować jak najszybciej i najmocniej, wiedzšc, że jego życie może być zagrożone.Przez prawie pół godziny galera utrzymywała dystans od cigajšcych jš okrętów. Napędzana żaglem i wiosłami rzymska birema pokonywała fale z prędkociš prawie siedmiu węzłów. Ale mniejsze i lepiej ożaglowane pirackie okręty zaczęły jš doganiać. Wiolarze byli zmęczeni i pozwolono im trochę zwolnić, by oszczędzali siły. I włanie gdy brunatna, pylista masa lšdu wyrosła przed dziobem, niemal przyzywajšc ich do siebie, piraci zaatakowali.Jeden z okrętów został za rufš galery, drugi, z niebieskimi żaglami, zrównał się z niš, a potem, o dziwo, wyprzedził. Pstra horda uzbrojonych barbarzyńców stała na pokładzie i szydziła głono z Rzymian. Witellus nie zwracał uwagi na te krzyki i wpatrywał się w wybrzeże przed dziobem. Byli o kilka mil morskich od lšdu, ale wiatr już nieco słabiej wydymał żagiel biremy. Kapitan obawiał się, że to za póno dla wyczerpanych wiolarzy.Badał wzrokiem pobliski krajobraz w nadziei, że zdoła przybić do brzegu i legionici będš walczyć na ziemi, gdzie byli najsilniejsi. Ale linię brzegowš tworzyła wysoka ciana skalnych urwisk bez żadnej bezpiecznej przystani dla galery.Mknšcy prawie ćwierć mili morskiej przed nimi piracki okręt wykonał nagle zwrot i szybko wzišł kurs prosto na galerę. Na pierwszy rzut oka manewr wydawał się samobójczy. Rzymska strategia morska od dawna polegała na taranowaniu jako podstawowej taktyce bitewnej i nawet mała birema miała ciężki dziób z bršzu. Być może barbarzyńcy to same mięnie i za grosz rozumu, pomylał Witellus. Niczego bardziej nie pragnšł niż staranowania i zatopienia pierwszego okrętu, wiedzšc, że drugi prawdopodobnie się wycofał.* Kiedy znów wykona zwrot, jeli to zrobi, płyń za nim i uderz go taranem za wszelkš cenę * poinstruował sternika. Młodszy oficer stał w luku na schodkach i czekał na rozkazy dla wiolarzy. Legionici na pokładzie trzymali tarcze w jednej ręce i oszczepy w drugiej w oczekiwaniu na pie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]