Vonda Mcintyre - Opiekun Snu, ebooki

 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Vonda McIntyreOpiekun SnuCh�opczyk bardzo si� ba�. Gada delikatnie dotkn�a jego czo�a. Za jej plecami t�oczy�a si� tr�jka doros�ych, - blisko, jeden obok drugiego. Obserwowali ruchy dziewczyny pe�ni obawy o lo, czy na pewno nie by�o wida�, jak bardzo s� przej�ci. Bali si� Gady tak samo, jak mo�liwo�ci �mierci swego jedynego dziecka. W p�mro-ku namiotu niesamowita, b��kitna po�wiata lampy nie dawa�a poczucia bezpiecze�stwa.Ch�opczyk mia� oczy tak ciemne, �e nie by�o wida� �renic. Gada pog�adzi�a go po d�ugich, opadaj�cych niemal do ramion w�osach. By�y niezwykle jasne, co jeszcze bardziej podkre�la�o jego ciemn� sk�r�.Gdyby Gada by�a z tymi lud�mi kilka miesi�cy temu, zauwa�y�aby, �e w dziecku rozwija si� choroba.- Przynie�cie, prosz�, moj� torb� - powiedzia�a.�agodny glos Gady zaskoczy� rodzic�w ch�opca. Odezwa�a si� po raz pierwszy, odk�d ci troje przyszli prosi� j� o pomoc. Mo�e my�leli, �e jest niemow�.M�odszy, jasnow�osy m�czyzna podni�s� sk�rzan� torb�. Trzyma! j� z dala od siebie i kiedy pochyla� si�, aby j� poda� Gadzie, jego nozdrza drgafy, podra�nione lekkim zapachem pi�ma unosz�cym si� w powietrzu.Dziewczyna ju� niemal przywyk�a do l�ku, jaki okazywa�, spotyka�a si� z tym ju� przecie� tyle razy...Kiedy wyci�gn�a r�k�, miody cz�owiek wzdrygn�! si� i odskoczy�, upuszczaj�c torb�. Gada za�mia�a si� i pochwyci�a j� w ostatniej chwili. Delikatnie umie�ci�a sakw� na pod�odze i spojrza�a na m�czyzn� karc�cym wzrokiem.- Kiedy� uk�si� go w�� - odezwa�a si� ciemna, przystojna kobieta. - Omal wledy nie umar�. - W jej glosie pobrzmiewa� ton nie tyle przeprosin, ile rzeczowego wyja�nienia.- Przepraszam - powiedzia� m�odszy z m�czyzn. - To jest... -Wykona� gest w jej kierunku.Dr�a�, cho� wida� by�o, �e pr�buje nad sob� zapanowa�. Gada zerkn�a na swe rami�. Male�ki w��, cieniutki jak palec dziecka.w�lizn�� si� jej na kark i wysun�� bia�� w�sk� g��wk� spomi�dzy jej kr�tkich, czarnych w�os�w. Leniwie bada� powietrze rozszczepionym j�zyczkiem, wysuwaj�c go to w g�r�, to w d�.- O, to tylko Mech - powiedzia�a Gada. - To niemo�liwe, aby zrobi� ci krzywd�.Gdyby by� wi�kszy, wygl�da�by przera�aj�co: �uski jasnozielonego koloru,a te wok� pyszczka - czerwone, tak jakby w�a�nie sko�czy� ucztowanie na modle ssak�w; rozszarpuj�c ofiar�. W rzeczywisto�ci by� o wiele bardziej elegancki.Dziecko zacisn�o z�by, powstrzymuj�c j�k b�lu. Pewnie powiedziano mu, �e Gada mo�e poczu� si� ura�ona, je�eli b�dzie p�aka�o. Pi�kna dziewczyna odwr�ci�a si� od doros�ych, �a�uj�c, �e tak si� jej boj�, ale nie chcia�a traci� czasu, by ich do siebie przekona�.- Ju� dobrze - powiedzia�a do ch�opca. - Mech jest mi�y i bardzo �agodny. Zostawi� go tutaj, aby si� tob� opiekowat.Nawet �mier� nie podejdzie do twego ��ka.Wa� zsun�� si� w w�sk�, przybrudzon� d�o�, kt�r� Gada wyci�gn�a ku ch�opcu.- Delikatnie!Ch�opczyk ostro�nie dotkn�� palcem g�adkich �usek. Gada wyczu�a, ile wysi�ku kosztuje go nawet tak prosty ruch. Mimo to na twarzy ch�opca pojawi� si� s�abiutki u�miech.- Jak ci na imi� ?Ch�opiec szybko zerkn�� na rodzic�w. Skin�li g�owami potakuj�c.- Stavin - wyszepta�.Oddycha� z trudno�ci�. Nie mia� si�y m�wi�.- Ja jestem Gada, Stavinie i ju� nied�ugo, rano, b�d� musia�a zada� ci b�l-P�niej jeszcze przez par� dni b�dziesz troch� cierpia�. Ale dzi�ki temu wyzdrowiejesz.Wpatrywa� si� w ni� z powag�. Gada wiedzia�a, �e cho� zrozumia� i obawia� si� tego, co mia�a zrobi�, jego l�k by� mniejszy, ni� gdyby go ok�ama�a. B�l musia� si� bardzo nasila�, kiedy choroba w pe�ni si� rozwin�a. Wydawa�o si� jednak, �e ch�opiec by� jedynie pocieszany w nadziei, �e choroba albo przejdzie, albo szybko zabije dziecko.Gada po�o�y�a Mcha na poduszce i przyci�gn�a bli�ej sw� torb�. Wci�� jedynym uczuciem, jakie okazywali doro�li, by� strach. Niemieli ani czasu, ani do�� rozs�dku, by doszuka� si� w sobie cho�by ch�ci zaufania jej.Kobieta z tego zwi�zku mia�a tyle lat, �e mog�a wi�cej nie urodzi� dziecka, a Gada widzia�a po ich spojrzeniach, ukradkowych dotkni�ciach, okazywanej trosce, �e bardzo kochali tego ma�ego. Musieli kocha�, skoro zdobyli si� na przyj�cie do Gady.Z kufra ospale wysun�� si� Piasek; pokr�ci� g�ow�, poruszaj�c j�zykiem.- Czy to...? - G�os najstarszego z m�czyzn brzmia� g��boko i powa�nie, ale z nut� l�ku.Piasek wyczu� strach. Cofn�� si� do pozycji ataku i lekko zaklekota� grzechotk�. Gada przesun�a d�oni� po pod�odze, aby odwr�ci� jego uwag�. P�niej podnios�a r�k� i wyci�gn�a rami�. Wa� rozlu�ni� si� i wok� jej r�ki, a� po rami�, owin�� swe cia�o, zdobne w romboidalne wzorki przypominaj�ce szlif diamentu,. Wygl�da� teraz jak czarno-p�owa bransoleta. -- Nie - powiedzia�a Gada. - Wasze dziecko jest zbyt chore, aby korzysta� z pomocy Piaska. Wiem, �e to trudne, ale prosz� was, starajcie si� by� spokojni; to wszystko, co mo�ecie zrobi�.Gada musia�a rozdra�ni� Mg��, by sk�oni� j� do wyj�cia. Potrz�sn�a torb�. Nagle na �rodek namiotu wyskoczy�a ogromna kobra-al-binos. Po chwili w�� cofn�� si� i wysoko uni�s� g�ow�, rozk�adaj�c bia�y kaptur. Mieszka�cy namiotu zamarli z przera�enia. Gada, nie dbaj�c o ludzi, zacz�a przemawia� do kobry,odwracaj�c tym jej uwag�.- No, w�ciek�y zwierzaku, po�� si�. Czas, panieneczko, aby� zarobi�a na sw�j obiad. Porozmawiaj z tym ch�opcem. Nazywa si� Stavin.Mg�a zacz�a powoli sk�ada� kaptur i pozwoli�a Gadzie si� dotkn��. Dziewczyna pochwyci�a j� mocno z ty�u g�owy i przytrzyma�a tak, aby kobra popatrzy�a na Stavina. Srebrzyste oczy pochwyci�y blask b��kitnego p�omyka lampy.- Stavin - powiedzia�a Gada. - Dzisiaj jedynie poznacie si� z Mg��. Daj� ci s�owo, �e na razie nic ci ona nie zrobi.Pomimo to chlopiec zadr�a�, kiedy Mg�a dotkn�a jego chudziut-kiego cia�a. Gada pu�ci�a g�ow� w�a i pozwoli�a, aby ten przesun�� si� po tu�owiu dziecka. Kobra by�a cztery razy d�u�sza od Stavina. Zwin�a si� w pot�ny k��b na brzuchu ch�opca i pr�bowa�a wyci�g-n�e" g�ow� w stron� jego twarzy, mocuj�c si� z silnym chwytem Gady. Pozbawione powiek oczy napotka�y znieruchomia�e ze stra-c�in spojrzenie ma�ego cz�owieka.Mg�a poruszy�a j�zykiem, �eby pow�cha� dziecko. M�odszy m�czyzna wyda� cichy, urywany okrzyk strachu. Stavin drgn�� na ten d�wi�k, a Mg�a cofn�a si�, otwieraj�c paszcz� i ukazuj�c z�by. G�o�no sykn�a. Gada przykucn�a. W innych miejscach krewni czasami mogli zostawa�, gdy pracowa�a.- B�dziecie musieli wyj�� - powiedzia�a �agodnie. - Bardzo niebezpiecznie jest wystraszy� Mg��.- Ja nie wyjd�.- Przykro mi, ale musicie poczeka� na zewn�trz.By� mo�e m�odszy m�czyzna i matka Stavina mieliby nadal obiekcje, ale bia�ow�osy cz�owiek chwyci� ich za r�ce i wyprowadzi�.- Potrzebne mi b�dzie ma�e zwierz� - rzuci�a Gada, gdy odchyli�a po�� namiotu. - Koniecznie w futerku i koniecznie �ywe.- Znajdziemy co� - odpowiedzia� i tr�jka rodzic�w wysz�a, znikaj�c w mroku nocy.Gada trzyma�a Mg�� na kolanach, pr�buj�c j� uspokoi�. Kobra owin�a si� wok� swej pani, wch�aniaj�c ciep�o jej cia�a. G��d powodowa�, �e stawa�a si� bardziej nerwowa ni� zazwyczaj. W czasie w�dr�wki przez pustynie czarnego piachu udawa�o si� znale�� dostateczne ilo�ci wody, ale pu�apki, kt�re zastawia�a Gada, nie zdawa�y egzaminu. By�o lato, wi�c wiele z futerkowych �akoci, kt�re tak lubi�y Piasek i Mg�a, zanadto w odr�twienie. Gada tak�e musia�a po�ci� od momentu, gdy zabra�a zwierz�ta na pustyni�, daleko od domu.Z �alem spostrzeg�a, �e Stavin jest r�wnie� bardzo przera�ony.- Przykro mi, �e odes�a�am twoich rodzic�w - powiedzia�a. - Nied�ugo wr�c�. Oczy mu si� zaszkli�y, ale pohamowa� �zy.- Powiedzieli,�ebym robi�, co mi ka�esz.- Wola�abym, �eby� p�aka�, o ile potrafisz - rzek�a. - To nie takie straszne.Stavin chyba nie zrozumia�, co Gada mia�a na my�li. Tutejsi ludzie musieli opanowa� sztuk� �ycia w krainie, w kt�rej warunki by�y bardzo trudne, odmawiaj�c sobie prawa do p�aczu, do biadol�-nia,do �miechu. Zrezygnowali z rozpaczy, pozwalali sobie jedynie na niewielkie rado�ci, ale udawa�o im si� przetrwa�.Mg�a uspokoi�a si� tak, �e prawie zapad�a w drzemk�. Gada odwin�a kobr� z talii i umie�ci�a na sienniku obok Stavina. Kiedy w�� poruszy� si�. Gada przytrzyma�a mu g�ow�; wyczuwa�a napi�cie mi�ni gotowych do uderzenia.- Dotknie ci� teraz j�zyczkiem - powiedzia�a do Stavina. - To mo�e �askota�, ale nie b�dzie bola�o. Ona w ten spos�b w�cha, tak jak ty nosem.- Je�ykiem ?Gada kiwn�a g�ow� i u�miechn�a si�, a Mg�a wyci�gn�a j�zyk, by musn�� policzek Stavina. Ch�opiec nie drgn��. Obserwowa�; dzieci�ce zainteresowanie chwilowo przezwyci�y�o niepok�j. Le�a� bez ruchu, gdy d�ugi j�zyk Mg�y dotyka� policzk�w, oczu, ust- Sprawdza smak choroby - powiedzia�a Gada,Mg�a zako�czy�a w ko�cu swe badania i cofn�a g�ow�. Gada przysiad�a na pi�tach i pu�ci�a kobr�, kt�ra owin�a si� wok� jej ramienia i u�o�y�a na barkach.- Teraz za�nij, Slavinie - powiedzia�a Gada. - Spr�buj mi zaufa� i nie ba� si� tego, co b�dzie rano.Stavin wpatrywa� si� w ni� przez kilka sekund, staraj�c si� dojrze� prawd� w jej jasnych oczach.- Czy Mech b�dzie si� nin� opiekowa�?To pytanie, a raczej akceptacja, jaka w nim pobrzmiewa�a, zaskoczy�a dziewczyn�. Odgarn�a ch�opcu w�osy z czo�a i u�miechn�a si�, chocia� raczej chcia�o jej si� p�aka�.- Oczywi�cie. - Podnios�a Mcha. - Czuwaj przy tym dziecku i opiekuj si� nim.W�� - opiekun snu - le�a� cichutko w jej d�oni, a jego oczka po�yskiwa�y czarno. �agodnie po�o�y�a go na poduszce Stavina.- A teraz �pij.Stavin zamkn�� oczy. Wygl�da� teraz, jakby �ycie z niego ulatywa�o. Zmiana by�a tak nag�a, �e Gada wyci�gn�a reke,by go dotkn��, ale zobaczy�a, �e ch�opczyk oddycha - powoli, p�ytko. Szczelnie otuli�a go kocem i wsta�a. Mg�a na jej barkach napr�y�a si�.Gad� piek�y oczy. Wszystko, na co patrzy�a, by�o nienaturalnie ostre i wyraziste od gor�ca. Wydawa�o si� jej, �e s�yszy jaki�d�wi�k. Zmagaj�c si� z g�odem i wyczerpaniem, schyli�a si� powoli i podnios�a sk�rzan� torb�. Mg�a dotkn�a jej policzka czubkiem j�zyka.Gada odgarn�a po�� namiotu i pocz... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • filmowka.pev.pl
  •